Forum www.gargangruelandia.fora.pl Strona Główna www.gargangruelandia.fora.pl
Strefa wolna od trolli
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rozmowy z wredną suką

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.gargangruelandia.fora.pl Strona Główna -> Moje archiwum salonowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gargangruel
Administrator



Dołączył: 23 Mar 2011
Posty: 6691
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: ZE SREBRNEGO NOWIU

PostWysłany: Pon 13:38, 16 Lut 2015    Temat postu: Rozmowy z wredną suką

27.12.2014 09:41 Odsłon: 1867 11 Komentuj

W maju 2008 roku na forum dziennika.pl napisałem tekst pod tytułem „Manifest fanatyka”.
Była to polemika z postem kogoś o nicku „Przeciwnik fanatyków”. Przytoczę kilka słów-kluczy
z jego wypowiedzi, aby było wiadomo, o co chodzi.
„Jesteś fanatycznym katolikiem”, „masowe morderstwa dokonywane niekiedy na całych narodach”, „nieprzerwanych mordów w imię "Boga" (ten cudzysłów nie mój)”, „indoktrynowani osobnicy twojego pokroju”, „próby zawłaszczania przez watykanczyków świadomości Polaków”, „nabrać na prymitywną socjotechnikę stosowana przez prymitywnych katechetów i innych funkcjonariuszy KK”.

Tytułowy manifest fanatyka brzmiał następująco:

Czy Kościół popełniał błędy? TAK
Czy Kościół popełnia błędy? TAK
Czy Kościół będzie popełniał błędy? TAK
Czy wszyscy księża są mądrzy? NIE
Czy byli księża popełniający przestępstwa? TAK
Czy są księżą popełniający przestępstwa? TAK
Czy będą księża popełniający przestępstwa? TAK
Czy wszystko to ma jakikolwiek wpływ na MOJĄ wiarę? NIE
Dlaczego?
Bo Kościół, to COŚ ZNACZNIE WIĘCEJ niż ludzie, którzy go tworzą.

Dyskusja dawno się skończyła. Minęło 10 miesięcy i pewnego dnia na wątku pojawił się nowy wpis. Napisała go osoba o nicku „wredna suka”. Zainicjował on rozmowę, którą – w czas świątecznych refleksji – warto chyba przypomnieć.

wredna suka
Gargangruelu jestem nickiem czarnym a moje wpisy na tematy okolicznościowe są wredne /taka już moja natura i aktualna potrzeba/ ale mimo to mam nadzieję, że mi odpowiesz.
Bardzo się cieszę, że zainicjowałeś wątek o Kościele, zgrabnie, pod pretekstem "manifestu fanatyka", który dla mnie jest manifestem na pewno nie fanatyka. Zaciekawiły mnie początkowe wpisy i dyskusja. Potem, ku mojemu rozczarowaniu, dyskusja została poszarpana, a temat się rozpuścił w mętnej wodzie. A ja mimo wszystko chciałabym wiedzieć co dla ciebie oznacza stwierdzenie, że: "Kościół to coś znacznie więcej niż ludzie, którzy go tworzą." Nie wyssałam katolicyzmu z mlekiem matki, raczej obojętność wobec religii jako takiej. I długo religia nie zaprzątała mojej uwagi, lub inaczej, miałam obojętny stosunek do religii natomiast niechętny do kościoła rozumianego jako budynek plus księża i cała celebra. Ponadto kościół kojarzył mi się ze smutkiem, strachem /przed każącą ręką Boga/, potępieniem, śmiercią. Jednak moje podejście do religii zaczęło się zmieniać. Trwa to kilka lat. Myślę, że takim punktem zwrotnym była śmierć Papieża, ponieważ wraz z nią pojawiło się we mnie ,niespodziewanie dla mnie samej, pytanie: "no to jak my teraz będziemy żyć?" i wtedy zrozumiałam, że Papież w wielu sprawach / nie we wszystkich/ był dla mnie punktem odniesienia. Nie chodzę do kościoła. To dla mnie wciąż przede wszystkim instytucja. Zniechęcają mnie do tego także ludzie, którzy mają na ustach religię ale nie w sercu, jak sadzę i co widzę. Dlatego twoje stwierdzenie, gargangruelu, bardzo mnie zaintrygowało, a twój manifest przekonał, że nie mam do czynienia z fanatykiem. I chyba mnie też uspokoiłeś, że moja wewnętrzna ewolucja nie jest bezsensowna.
Dla mnie twoje stwierdzenie jest odkrywcze i kluczowe w mojej sytuacji. Zniechęca mnie, tak jak i ciebie zasmuca, postępowanie Kościoła w wielu sprawach, w przeszłości i teraz. Najbardziej czuję się rozczarowana unikaniem odpowiedzialności, gdy ma ono miejsce. Każdy popełnia błędy, to oczywiste, ale od kościoła - instytucji i Kościoła - ludzi, wymaga się więcej i surowiej ocenia. Ja też to robię.
Rozumiem, że Bóg jest w nas ale i pośród nas, ponadto daje wolną wolę, więc utożsamianie Go z kościołem i Kościołem jest nadużyciem. Może za prosto i za dosłownie, ale tak to teraz rozumiem i to mi daje otuchę.


Gargangruel
„wredna suko”, zadałaś mi osobiste pytanie. Spróbuję Ci na nie odpowiedzieć jak najbardziej od siebie.
W pierwszej kolejności stwierdzenie, że „Kościół to coś znacznie więcej niż ludzie, którzy go tworzą” tłumaczy się według zasad wiary. I ja tak właśnie wierzę, że w Kościele obecny jest Chrystus. Tu i teraz, i zawsze. Tobie zapewne chodzi jednak o to, jak ja to rozumiem. Rozumiem, bowiem wiara jest ściśle związana z rozumem. Nawet mówi się, że wiara i rozum to dwa skrzydła.
To, co Ci teraz napiszę, nie jest być może poprawne teologicznie, ale tak właśnie to rozumiem.
Wiara jest darem Bożym. Przyjęcie jednak tej wiary, uświadomienie jej sobie, jest suwerennym aktem woli każdego człowieka. Skoro jednak uznałem już, że wierzę, to stworzyłem w ten sposób WŁASNĄ relację z Bogiem. Moją i TYLKO moją. Dopuściłem Go do siebie i w ten sposób jest On we mnie obecny. Czyli jest wśród nas. Tak jak ja jestem.
Moja relacja z Bogiem zależy TYLKO ode mnie. Ma na nią wpływ jedynie dobro i zło, które JA czynię. Czyny i słowa innych ludzi nie wpływają na tę relację, ale oczywiście wpływają na mnie. Stąd cieszą mnie dobre rzeczy, a martwią złe. Ale dotyczy to TYLKO mnie.
Nie jestem, jak sądzę, złym człowiekiem, ale DOSTRZEGAM swoje mankamenty i STARAM się je usuwać. To STARANIE się jest pierwszym kluczem. Często mi nie wychodzi i często mi się nie chce, ale staram się. Drugi klucz to DOSTRZEGANIE. Jestem, jak większość, słabym człowiekiem i zdarza mi się postępować źle. Czyli grzeszyć. Świadomie grzeszyć, bo nie ma grzechu nieświadomego. I tu jest rola i miejsce dla Kościoła. NIE MOGĘ sam się usprawiedliwić z moich grzechów. Człowiek sam zawsze znajdzie dla siebie usprawiedliwienie. Dla najgorszej podłości i zbrodni wyszuka sobie okoliczności łagodzące. Z czasem jest ich coraz więcej, aż w końcu mówi sobie, że nic się przecież takiego nie stało i nie ma się z czego tłumaczyć.
TRZEBA iść i obcemu człowiekowi wyznać, co się zrobiło złego. I to głośno wyznać. Tak, aby się samemu słyszało. Spowiedź jest uporządkowaniem duszy i umysłu. Pozwala lepiej się zrozumieć.
Piszę to wszystko z pełnym przekonaniem, bo sam tego zaznałem. Kiedy byłem młodym mądralą, który myślał, że zjadł wszystkie rozumy, to nie było mi po drodze do kościoła. A bo ewolucja, a bo Inkwizycja, a bo astronomia, a bo kwanty itd. Wiele lat mi nie było po drodze.
Bywałem w kościele w wielkie święta i to tylko po to, by nie robić przykrości Mamie.
Czegoś mi jednak brakowało. Coś mnie uwierało. Kiedyś wszedłem w ciągu dnia do pustego kościoła. Usiadłem sobie i nagle ogarnął mnie spokój. Potrzebowałem tego spokoju.
Zacząłem chodzić znów regularnie do kościoła. Wtedy właśnie dokonałem tego świadomego aktu wiary. Wątpliwości dotykają wielu ludzi, a powinny dotykać wszystkich, bo wiara bez wątpliwości jest niebezpieczna. Świadoma jednak wiara jest źródłem spokoju i siły.
Trochę to może chaotyczne, ale starałem się, aby było uczciwie i poważnie.


wredna suka
Witam Cię Gargangruelu i dziękuję za odpowiedź, a przede wszystkim za osobisty ton. Oczywiście, teologia jest ciekawa, ale mnie bardziej interesuje życie, inaczej mówiąc, strona praktyczna. Nurtuje mnie wiele kwestii w związku z wiarą, Kościołem, religią i przyznam, że mam olbrzymią pokusę Cię o nie zapytać. Ale po pierwsze nie chciałabym być zaborcza, po drugie, zdaję sobie sprawę, że moje pytania mogą wymagać nazbyt osobistych odpowiedzi. Więc jeśli uznasz, że odpowiedzi mogłyby naruszyć Twoją wewnętrzną suwerenność lub, że temat dla Ciebie został wyczerpany, zrozumiem.
Najpierw chciałabym krótko wyjaśnić mój nick, bo zorientowałam się, że miałeś pewną trudność ze zwróceniem się do mnie w ten sposób. Nick nie jest przypadkowy. Przymiotnik należy rozumieć dosłownie. Nie ma co ukrywać, jestem, a raczej bywam wredna, zwłaszcza jak ktoś mnie ukłuje. Rzeczownik, natomiast, jest wieloznaczny i można go sobie interpretować według uznania i skojarzeń. W każdym razie określenie do mnie pasuje, więc nie miej skrupułów i nie używaj cudzysłowu.
Wracając do meritum, pisałeś, że wiele lat nie było Ci po drodze do Kościoła i pewnego dnia to się zmieniło. Kilkakrotnie słyszałam, że owo znalezienie się w kościele w odpowiednim momencie było dla ludzi punktem przełomowym w ich relacji z Bogiem. Wierzę w to, że każdy, od samego początku ma jakąś relację z NIm, nawet jeśli nie chodzi do kościoła, gdy deklaruje, że nie wierzy, gdy o Nim nie myśli, gdy do końca życia jest przekonany o swoim ateizmie. Zastanawiam się jak to się dzieje, że - na przykład, Ty wszedłeś do kościoła i poczułeś /zrozumiałeś/, ktoś inny doznał tego pod wpływem jakiegoś wydarzenia - jedni doznają tej iluminacji, a inni nie. I tu pojawia się pytanie: dlaczego lub jak to się dzieje, że ludzie wierzą w Boga? Z moich obserwacji wynika, że często jest to rodzinna tradycja i wychowanie albo jakieś traumatyczne wydarzenie, na przykład, wypadek, śmierć kliniczna, gdy ktoś tłumaczy sobie swoje lub kogoś bliskiego cudowne ocalenie Boską interwencją. Jednak budzi to moją wątpliwość; wiara, że tak się wyrażę, "z rozpędu" /tradycja/ lub doznana trauma w MOIM PRZYPADKU nie byłaby wystarczająco uczciwym powodem przyznania, że tak wierzę w Boga. Moje wątpliwości budzi też wiara ze strachu przed Jego każącą ręką, wiara, bo On się mną opiekuje, bo jak Go poproszę o coś, to się to spełni. W MOIM PRZYPADKU, podkreślam to, bo nie odmawiam wiary tym, którzy wierzą z wyżej wymienionych powodów, jednak w moim przypadku byłoby to niepełne, nie czułabym się uprawniona, by przyznać, że wierzę w Boga. Czy pamiętasz tamtą swoją wizytę w kościele? Pamiętasz co wówczas myślałeś, czułeś? Wiem, że w gruncie rzeczy pytam o pewną tajemnicę, ale Twoje odpowiedzi mogłyby rzucić trochę światła na moją relację z Bogiem.



Gargangruel
Ty wredna suko, ( to mi się podoba!)
Opowiem Ci historyjkę, jak najbardziej autentyczną, a nawet trochę zabawną.
Pisałem kiedyś na tym forum o edukacji i - jak to na moich wątkach - dużo było „dyskutantów”, a dyskusja była w krzakach. Miałem napisany duży tekst wyrażający moje poglądy, ale byłem zniechęcony całym tym bajzlem i zastanawiałem się, czy go w ogóle puszczać.
Moja teściowa, jak co roku, zamówiła Mszę Świętą w rocznicę śmierci męża. Zadzwoniła do nas i poinformowała o dacie i godzinie, którą miała zapisaną na kartce od księdza. Było trochę dziwne, że msza jest w niedzielę, na 18:00, ale termin, to termin. Parafia mojej teściowej jest u Św. Stanisława Kostki, czyli w kościele księdza Popiełuszki. Zjawiliśmy się w komplecie. Gdy rozpoczęła się msza, okazało się, że jest to Msza Św. w intencji Ojczyzny, z udziałem biskupa Libery. Istotne w tej sprawie jest to, że NIE LUBIĘ tych mszy akurat w tym kościele. Byłem „z lekka” zirytowany. Do czasu, gdy biskup Libera rozpoczął homilię. Mówił o edukacji. O jej randze dla Polski. O tym, że jest z nią (edukacją) coraz gorzej i trzeba robić wszystko, aby ją ratować. Miałem wrażenie, że cytował fragmenty z mojego - niewysłanego - wpisu.
Czy dziwne jest, że - gdy tylko wróciłem do domu - wysłałem go? Teściowa była natomiast oburzona, że żaden z księży nie modlił się w intencji Jej męża.
Co jest zabawne w tej historii? To, że po powrocie z kościoła, teściowa znalazła WŁAŚCIWĄ kartkę z datą Mszy. Za dwa tygodnie. Tamta kartka była sprzed roku.
Przypadek? Podobno przypadki są tylko w gramatyce.
Dlaczego opowiedziałem tę historyjkę? Bo, podobnie jak Ty, wierzę, że Bóg ma relację z KAŻDYM człowiekiem, od jego urodzenia, aż do śmierci. I nie tylko wierzę, ale jestem przekonany, że Bóg mówi do każdego z nas. Mówi na różne sposoby, a my, zapędzeni, zagłuszeni, zastraszeni, zawstydzeni, oszukani, nie słyszymy tego głosu lub nie rozpoznajemy dawanych nam znaków. Czasem się jednak zdarza, że kiedy przystaniemy, wsłuchamy się dobrze, rozejrzymy się przytomnie wokół, to dotrze do nas ten Boży przekaz. Musimy zatem nasłuchiwać i rozglądać się.
„Mój” ksiądz, podczas każdej Mszy Świętej, wypowiada następujące słowa: Panie! Pamiętaj także o tych, których wiarę i sumienie jedynie Ty znałeś i przyjmij ich do Swojego Królestwa.
Można i samotnie wierzyć, ale łatwiej i lepiej jest wierzyć wspólnie z innymi.
Pytasz, czy pamiętam, co myślałem wtedy w tym kościele. Ja wtedy nie myślałem. Po prostu siedziałem. ZATRZYMAŁEM SIĘ. BYŁO CICHO. NASŁUCHIWAŁEM.
Coś musiałem usłyszeć. Coś ważnego.
--------------------------------------------
Obiecana druga część, czyli o relacji człowieka do Boga - o wierze.
Zapytałaś, dlaczego lub jak to się dzieje, że ludzie wierzą w Boga? Dróg do Boga jest wiele. Może nawet tyle, ilu jest ludzi. Myślę, że dobrą analogią będzie porównanie ze szkołą.
Twoją uwagę o powodzie, koniecznym i wystarczającym, do świadomego aktu uznania wiary w Boga, przyrównałbym do stwierdzenia, że owszem pójdę do szkoły, jeżeli zostanę w niej prymuską. Odpowiem Ci - IDŹ do szkoły i STARAJ się być prymuską. Jeżeli będziesz się wystarczająco starała, to nią zostaniesz.
Wiedzy o Bogu trzeba się nauczyć. Podobnie jak wiedzy o zasadach religii.
Naturalną drogą do wiary jest wychowanie w wierze. Katolicy mają obowiązek takiego właśnie wychowywania dzieci. To właśnie jest ta szkoła. Zaczyna się od prostych rzeczy zrozumiałych dla dzieci i stopniowo uczy się coraz więcej. Uczy się też cały czas własnym przykładem. Potem uczą już specjaliści. Dokładnie tak jak w szkole.
Wiara pojawia się w którymś momencie tego procesu, albo i nie. Znów, podobnie jak w szkole, są uczniowie pilni i leniwi, mniej i bardziej pojętni. Jedni są celujący, a inni zaledwie mierni.
Od Ciebie tylko zależy, jakim uczniem Ty jesteś.
Najwspanialszym, idealnym, powodem wiary jest miłość do Boga. Jedni mają ją bez wysiłku, tak po prostu. Do innych przychodzi z czasem. Jeszcze inni usilnie do niej dążą, często całe życie. Dla innych jest nieosiągalna. Są jednak i inne godne powody. Może to być zaufanie do Boga, zawierzenie Mu się, uwielbienie dla Niego, wdzięczność za dane łaski.
Zupełnie innym przypadkiem jest wiara powstała w wyniku traumy. I bardzo często traumy bez happy endu.
W takich przypadkach ludzie często przewartościowują całe życie. Wydaje się im, że otacza ich mur, w który walą głową. I nagle dostrzegają obok drzwi, które zawsze tam były. Tacy ludzi zwykle wierzą bardzo głęboko.
I na koniec trzeba dodać, że wiara wymaga pielęgnacji, bo może uschnąć. Tym łatwiej im była słabsza lub, gdy jej powód był mniej godny.

wredna suka
Gargangruelu, cieszę się, że znalazłeś swój sposób na wredną sukę!
Za Twoją opowiastkę /część I Twojego wpisu/ zrewanżuję się dwiema, które wydaje mi się dość dobrze opisują aktualny stan mojego ducha.
Pewnego dnia, dwie jesienie wstecz, weszłam na stronę jednaj z uczelni, przejrzałam listę studiów podyplomowych i wybrałam na chybił trafił. Przelałam pieniądze, a następnego dnia złożyłam dokumenty. Następnie wróciłam do domu i dopiero wówczas doszło do mnie, że mój wybór stoi w absolutnej opozycji do tego, co dotychczas robiłam; tak jakby polonista nagle postanowił uczyć się budowy mostów. Było wiele momentów zwątpienia, nocy nad książkami, codziennego tłumaczenia się z podjętej decyzji bliskim i znajomym, którzy choć dyplom mam w kieszeni, ciągle pukają się w głowę. Jestem w połowie drogi ale wiem, że to była jedna z najlepszych decyzji. A co tamtego jesiennego dnia podkusiło mnie, żeby wejść na tę stronę i dokonać takiego a nie innego wyboru - nie wiem.
I druga opowiastka. Dwa tygodnie temu przesłano mi informację z tego portalu. Nigdy wcześniej tu nie wchodziłam. Jednak tamtego dnia przejrzałam fora i wątki, zagrałam z kimś w ping - ponga, ktoś mnie ochlapał, trochę pośmiałam się, wstąpiłam do klubo - kawiarni, gdzie poczułam się jak intruz /k-k to dość hermetyczne miejsce/i już miałam zakończyć krótką przygodę z wirtualnym dziennikiem, gdy coś mnie podkusiło, żeby ponownie wejść na fora, gdzie odkryłam Twój manifest. Pomyślałam sobie, że być może trafia się niepowtarzalna okazja, by pogadać o Bogu. Wcześniej nawet przez myśl mi nie przeszło, że to, czego szukałam, mogłabym znaleźć w internecie. Szukając w kościele dostałam cytaty z Pisma Świętego i kilka frazesów. Szukając u znajomych - praktykujących, nie znalazłam głębszej refleksji. Co mnie podkusiło, żeby na koniec mojej wycieczki w te rejony internetu, dotknąć Twojego manifestu - nie wiem.
Dziękuję za II część. Mam kilka pytań i wątpliwości, ale muszę to jeszcze przemyśleć. Pozdrawiam.


wredna suka
Gargangruelu, odniosę się do drugiej części Twojego tekstu.
Z tą prymuską masz częściowo rację. Wiąże się to z podejściem do życia. Nie interesują mnie pół środki i pół cele. Jeśli nie mam pewności, że będę się przynajmniej starała osiągnąć cel ale na moich warunkach, w ogóle nie wchodzę na ścieżkę. Na szczęście lub nieszczęście wybieram kręte dróżki chociaż czasem zdarza mi się pójść oczywistą, prostą drogą. Dlatego moje wątpliwości budzi wiara związana z tradycją, na skutek traumy, ze strachu, z biedy, w podzięce. Dla mnie jest to wiara warunkowa, taka niepełna i w jakimś sensie nie do końca uczciwa. Ale zaznaczam, że to dotyczy moich osobistych rozterek.
Gargangruelu, piszesz, że wiarę trzeba pielęgnować. Rozumiem, że chodzi Ci o dostrzeganie i staranie się. Dla mnie owo staranie się samo w sobie już zawiera element pofolgowania sobie. Chodzi mi o powtarzający się scenariusz z grzechem, który popełnia się tysiąc razy i tysiąc razy spowiedź i pokuta dają oczyszczenie. Jeśli sparzysz się, nie pchasz celowo ręki w ogień. A jak wykazują badania, naszych bliskich okłamujemy najczęściej, podobno średnio trzy razy w ciągu dnia! Absolutnie nie podważam zasadności spowiedzi. Tylko ciężko byłoby mi, czułabym się głupio, mówiąc kolejny raz, że, na przykład, skłamałam. To tak jakbym nie wyciągała wniosków, nie uczyła się na błędach.
I bardzo ważna rzecz, fundamenty wiary. Mam wątpliwości co do spraw, które dla Katolika powinny być jednoznaczne. Dla mnie nie są. Na przykład aborcja. Z jednej strony budzi mój sprzeciw sam akt, jednak z drugiej - skoro Bóg daje wolną wolę, kobieta powinna rozstrzygnąć taką decyzje we własnym sumieniu i ponieść za nią wewnętrzną odpowiedzialność. Karanie za to jest pójściem na skróty i wyręczaniem Boga.
Piszesz też, że wiedzy o Bogu trzeba się uczyć i że naturalnym sposobem jest wychowanie w Nim. A co mają zrobić tacy jak ja? Nie wychowano mnie w wierze, nie było w moim życiu punku zwrotnego, nie doznałam iluminacji. A jednak często myślę o Bogu. Jest to coś na kształt rozmowy z kimś najbliższym. Ktoś mógłby powiedzieć, że gadam sama ze sobą i tyle, ale to nie tak. Z drugiej strony nie mam potrzeby chodzenia do kościoła, modlenia się, spowiadania. Kilka razy słuchałam kazania, ale nie ucieszyło mnie, nie wzmocniło, nie dało otuchy, niczego nowego nie nauczyło. W kościele czuję się nie na miejscu, bardziej speszona niż przestraszona czy obca.. Wiara w Boga i rozumienie, wydaje mi się, to dwie różne rzeczy. To tak jakby ktoś próbował zrozumieć dlaczego lód załamał się chociaż wszystkie parametry wskazywały, że to niemożliwe /Dekalog I Kieślowskiego/.


Gargangruel
Dostrzegłem w Twoim tekście fragment, który - moim zdaniem - jest kluczowy. Napisałaś w pewnym miejscu - *na moich warunkach.* To bardzo wiele wyjaśnia. Czytając Twoje wcześniejsze wpisy, też takie odniosłem wrażenie, że chcesz iść do Boga, ale na swoich warunkach. Boję się, że tak się nie da. Swoją drogą - tak, na swoich warunkach - nie. Bóg nie jest partnerem, któremu się stawia warunki, albo negocjuje z Nim. Nie da się mieć w sobie trochę Boga.
Uświadomienie sobie i zaakceptowanie istnienia Boga to zaledwie pierwszy, konieczny, ale maleńki kroczek do wiary w Boga. Nie jest istotne, w jaki sposób człowiek do tej świadomości istnienia Boga dochodzi. Wielu słyszy o tym od rodziców, a niektórzy dostrzegają Go w pięknie pustyni, ładzie Kosmosu czy grozie burzy.
Skoro wiadomo już, że jest, powstaje naturalna ciekawość - JAKI jest. Trzeba tę wiedzę zdobyć. A zdobyć ją można tylko od tych, którzy wiedzą. Nie da się świadomie uwierzyć w Boga, o którym nic się nie wie.
Zdobywanie wiedzy o Bogu trwa całe życie, a przynajmniej powinno trwać. I tu, znowu jak w szkole, jedni nauczą się więcej, a inni mniej. Jedni zrozumieją, a inni wyuczą się na pamięć.
Jednym z elementów tej wiedzy jest informacja, że Bóg coś nam nakazuje, a czegoś zakazuje. Najważniejsze nakazy i zakazy nie podlegają dyskusji. I są podane w pakiecie. Albo wszystko, albo nic. Nie da się wybierać, że z tym się zgadzam, a z tym nie.
Świadomy akt wiary to właśnie BEZWARUNKOWA akceptacja tych nakazów i zakazów. Bezwarunkowa, to znaczy nic na rozum, bez kombinowania. Na rozum jest czas później. Rozum potrzebny jest do pojęcia, dlaczego są one takie, a nie inne. Jak przestrzegać je w codziennych i niecodziennych sytuacjach. To miałem na myśli pisząc o zrozumieniu. Jednym z elementów pielęgnowania wiary jest stałe uzupełnianie i pogłębianie wiedzy o Bogu, a także wiedzy o interpretacji jego przykazań.
Kościół to suma wiedzy o Bogu, niedostępnej jednemu człowiekowi. To też instytucja, która ten depozyt wiedzy przenosi przez tysiąclecia.
I na koniec pewien przykład.
Napisałaś: Na przykład aborcja. Z jednej strony budzi mój sprzeciw sam akt, jednak z drugiej - skoro Bóg daje wolną wolę, kobieta powinna rozstrzygnąć taką decyzje we własnym sumieniu i ponieść za nią wewnętrzną odpowiedzialność. Karanie za to jest pójściem na skróty i wyręczaniem Boga.
Ja napiszę: Na przykład kradzież. Z jednej strony budzi mój sprzeciw sam akt, jednak z drugiej - skoro Bóg daje wolną wolę, człowiek powinien rozstrzygnąć taką decyzje we własnym sumieniu i ponieść za nią wewnętrzną odpowiedzialność. Karanie za to jest pójściem na skróty i wyręczaniem Boga.
Czy te dwie opinie się czymś różnią?


Rozmowa zakończyła się. Minęło od tamtej pory prawie 6 lat. Mam nadzieję, że wredna suka znalazła się w odpowiednim miejscu i czasie, i udało się Jej usłyszeć przeznaczony dla Niej szept Pana Boga.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.gargangruelandia.fora.pl Strona Główna -> Moje archiwum salonowe Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin