Forum www.gargangruelandia.fora.pl Strona Główna www.gargangruelandia.fora.pl
Strefa wolna od trolli
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

TAJEMNICE KATYŃSKIE czyli zmowa killerów z szulerami
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.gargangruelandia.fora.pl Strona Główna -> Wątki Lutni
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 7:00, 01 Lip 2011    Temat postu:



Andrzej Tadeusz Hałaciński


Rok 1917, zima. Front włoski. "W południowym Tyrolu na nowym San Domingo, zapomniani, czy na banicję skazani przez własne społeczeństwo, niezrozumiani od początku, opuszczeni do końca, z uczuciem pustki, zawodu i szalonej goryczy w piersiach, dzierżyliśmy sztandar niepodległości, sztandar walki" - opowiadał później o tym czasie 26-letni wówczas obywatel austriacki, podporucznik Andrzej Tadeusz Hałaciński.

Kinga Hałacińska /2005-11-13


Walczyli w trudnych warunkach: mróz, burze śnieżne, lawiny. Linie frontu przebiegały przez alpejskie szczyty. Straty były ogromne po obu stronach, austrackiej i włoskiej.
Podporucznik Hałaciński postanowił w końcu spełnić obietnicę daną rok wcześniej kapitanowi Stefanowi “Zielanowi” Zielińskiemu - i napisać słowa do popularnej melodii granej chętnie przez wojskowe orkiestry. Prawdopodobnie był to marsz M. D. Tomnikowskiego “Pieried razlukoj” (“Przed rozstaniem”), do którego nuty odnalazł w latach 90. badacz polskiej pieśni hymnicznej prof. Wojciech J. Podgórski.

Uwięzieni w Alpach żołnierze potrzebowali pieśni dla podtrzymania ducha. Ginęli na nie swojej wojnie. I było im tym trudniej, że poznali już smak wolności: w sierpniu 1914 r. brali udział w marszu z parku sportowego Oleandry w Krakowie do Kielc. Wkroczyli do tego miasta 12 sierpnia jako Pierwsza Kompania Kadrowa. Na czele stał Józef Piłsudski. W grudniu formacja zyskała miano Pierwszej Brygady i pod tą nazwą przeszła do historii.

"Żebracza nuta"

Co robili w zimowe wieczory na froncie włoskim? Pewnie wspominali dwa lata służby w Legionach, zmarłych kolegów, bitwy.

Wspominał też Hałaciński, który służył w 5. Pułku Piechoty Legionów. Za obronę pozycji nazwanych - z szacunku dla obrońców - Polskim Laskiem lub Redutą Piłsudskiego pod Kostiuchnówką w lipcu 1916 r. otrzymuje srebrny krzyż Orderu Wojennego Virtuti Militari. Nie sam, odznaczenie trafia też do sierżanta Jana Sadowskiego. To ich plutony odpierały ataki rosyjskiej piechoty i obroniły redutę.

Od tej pory Hałaciński nie rozstaje się nigdy z legitymacją z numerem 6571 potwierdzającą to odznaczenie. Dwadzieścia kilka lat później okaże się to bardzo ważne gdy przyjdzie identyfikować jego zwłoki, odnalezione w zbiorowym grobie, w lasku koło Smoleńska.

Ale na razie jest rok 1917. Po tzw. kryzysie przysięgowym i rozwiązaniu Legionów Hałaciński zostaje - w ramach represji - wcielony do armii austriackiej. Wraz z kolegami z Pierwszej Brygady trafia na najgorszy odcinek: do Tyrolu.

Mieli poczucie krzywdy, potrzebę buntu i szukali słów, by to wyrazić. A Hałaciński był towarzyski, lubił pisać. Niestety, był też kompletnie niemuzykalny. W drodze ze Spormagiore do Trattori koledzy musieli mu nieustannie nucić melodię, której nie potrafił zapamiętać.

Jest grudzień 1917 r., Terlago koło Trydentu. Kapitan Józef Olszyna-Wilczyński organizuje wieczór zakrapiany winem. Hałaciński śpiewa wtedy po raz pierwszy dwie zwrotki swojej pieśni. Po latach powie: “Z pewnym trudem skonstruowałem z pamięci obie zwrotki, które koledzy z zapałem powtarzali, a kolega »Zielan« zawzięcie utrwalał na papierze”.

Pierwsze słowa brzmiały: “Legiony to żebracza nuta...”.

Pieśń zaczęła krążyć po frontach I wojny. Natomiast jej autor nie miał już ochoty walczyć w austriackim mundurze: ucieka z frontu włoskiego i przedziera się do Warszawy. Niestety, ktoś donosi. W więzieniu wojskowym na placu Saskim Hałaciński pisze dalej. W maju 1918 r. powstaje zwrotka zaczynająca się od słów: “Umieliśmy w ogień zapału...”.
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 7:04, 01 Lip 2011    Temat postu:



Legioniści w 1918 r. w restauracji w Grodnie; Andrzej Tadeusz Hałaciński trzeci od lewej

Żołnierska buta"

Po wyjściu na wolność Hałaciński wstępuje do Polskiej Organizacji Wojskowej. W listopadzie 1918 r. uczestniczy w rozbrajaniu oddziałów austriackich, po czym obejmuje dowództwo batalionu zapasowego w Radomiu. W 1919 r. zostaje oficerem informacyjnym Dowództwa Okręgu Generalnego Warszawa.

To ważny rok w jego życiu. W stolicy poznaje Zofię Świerczewską, pobierają się. Będą mieć troje dzieci: pierwsze, Wanda, umiera na szkarlatynę; potem na świat przychodzi Przemysław, po 12 latach Bogumił.

Często się przeprowadzają. Po wojnie polsko-bolszewickiej Hałaciński pracuje w polskim konsulacie w Berlinie. Później, po przejściu w stan spoczynku, zostaje starostą w Brzesku i Okocimiu, następnie notariuszem w Łucku. Ma już stopień podpułkownika.
Nie przestaje pisać. Drukuje w wileńskim piśmie “Reduta”, w “Kurierze Wileńskim” i tygodniku “Na Straży” (dostaje wyróżnienia literackie).

Jednak prawdziwą popularność przynosi mu dopiero sprawa w sądzie polubownym o ustalenie autorstwa utworu znanego już wówczas jako pieśń “My, Pierwsza Brygada”.

Środowisko legionistów orientowało się, że to on jest autorem. Podczas pierwszego zjazdu legionistów w Krakowie noszono go na ramionach w kawiarni Jama Michalika, a weterani odśpiewali mu “Pierwszą Brygadę”.


Zofia ze Świerczewskich Hałacińska z mężem; Warszawa 1919

Jednak oficjalnie aż do 1925 r. nie przyznawał się, że pieśń jest jego dziełem. “Z bezpretensjonalnej piosenki żołnierskiej stała się hasłem, symbolem. Przestałem czuć się jej właścicielem, stałem się jednym z tej grupy ludzi, z tego obozu, który zrobił z niej swą pieśń sztandarową. Stała się własnością ogółu i zapragnąłem, by taką bezimienną własnością ogółu pozostała” - pisał na łamach “Polski Jutrzejszej” w 1928 r.

Rzeczywiście, podczas zjazdu legionistów w Lublinie, 10 sierpnia 1924 r., zaintonował ją sam Piłsudski i podniósł do miana hymnu legionowego.

Marszałek mówił wówczas: “Dziękuję panom za najdumniejszą pieśń, jaką kiedykolwiek Polska stworzyła”. Użył liczby mnogiej, bo pewnie uważał ją za zbiorowy dorobek.

I rozpoczął nowy rozdział w jej historii.



"Nie chcemy już od was uznania"

Jako oficjalny hymn Legionów utwór zaczyna mieć wielu ojców. Jej autorstwo przypisują sobie m.in. chorąży 1. Pułku Artylerii Legionów Kozar-Słobódzki oraz legionista z 6. batalionu 1. Brygady Tadeusz Biernacki. Według jednej z wersji pieśń bazowała na utworze “Legiony to są Termopile”, a jej autorem miał być lwowski poeta i śpiewak Ludwik Hnatowicz, który poległ w 1915 r.

Najaktywniejszy okazał się Biernacki: w 1924 r. został przyjęty przez Piłsudskiego jako autor pieśni. On i jego świadkowie twierdzili, że pisał ją w 1917 r. w drodze z Modlina do obozu internowania w Szczypiornie i po wyjściu na wolność w 1918 r.

Spór stał się w środowisku tak gorący, że Piłsudski polecił zbadać sprawę.

Na pierwsze zebranie sądu polubownego Biernacki nie przyprowadza świadków, na drugie nie przychodzi. W 1926 r. wydaje natomiast własnym sumptem broszurę, w której opisuje dzieje pieśni i powtarza, że to on ją napisał.
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 7:16, 01 Lip 2011    Temat postu:


Pierwsza Brygada Legionów:
Andrzej Tadeusz Hałaciński pierwszy z lewej w szeregu siedzących



Sprawa ciągnie się latami, głównie na łamach prasy. W 1928 r. Bolesław Mieszkowski udowadnia w “Polsce Jutrzejszej”, że autorem jest Hałaciński. Ten w kolejnym numerze zamieszcza “List otwarty do Związku Literatów w Warszawie”, w którym prosi o zbadanie sprawy. Wtedy też po raz pierwszy publicznie przyznaje się do napisania następującego tekstu:

Legiony to - żebracza nuta,
Legiony to - ofiarny stos,
Legiony to - żołnierska buta,
Legiony to - straceńców los.

My, Pierwsza Brygada,
Strzelecka gromada,
Na stos
Rzuciliśmy swój życia los,
Na stos, na stos!

Nie chcemy już od was uznania
Ni waszych mów, ni waszych łez
Skończyły się dni kołatania
do waszych dusz
J... was pies!

W 1937 r. Hałaciński składa w Wojskowym Biurze Historycznym w Warszawie dokumentację (60 stron maszynopisu) swego autorstwa, popartą oświadczeniami świadków, m.in. gen. Olszyny-Wilczyńskiego, płk. Glutha-Nowowiejskiego, płk. Broniowskiego i mjr. Zielana-Zielińskiego.

Wyrok sądu przyznaje mu autorstwo trzech pierwszych zwrotek i refrenu, natomiast Biernackiemu sześciu dalszych zwrotek. Których? Pieśń ma już wtedy tyle wersji, że rozstrzygnięcie, jakie są tymi właściwymi, wydaje się niemożliwe.

Wyrok zapadł w 1939 r.; od tego czasu obaj, Hałaciński i Biernacki, występują w śpiewnikach jako współautorzy.

"Na stos"

Ale w 1939 r. wszyscy żyją już czymś innym. W Europie szykuje się kolejna wojna. Jej ofiarami staną się także bohaterowie tej historii.

Tadeuszowi Biernackiemu udaje się przeżyć. Służy w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Po wojnie zostaje pozbawiony przez władze komunistyczne obywatelstwa polskiego. Umiera w 1974 r. w Szwajcarii.

Andrzej Tadeusz Hałaciński zostaje zmobilizowany w sierpniu 1939 r. Otrzymuje przydział na komendanta miasta Kowla. Przypina szablę do pasa i szybko żegna się z rodziną. Potem przychodzi od niego jeden list. Pisze, że jest w niewoli sowieckiej, ale za to z kolegami z Pierwszej Brygady. Zapewne chodziło mu o przyjaciela Jana Sadowskiego, z którym był pod Kostiuchnówką.

Żona pali list na kilka dni przed wywózką do Kazachstanu 14 kwietnia 1940 r.

Zofia Hałacińska nie przeżyła wojny. Zmarła w 1943 r. w kazachskim Kustanaju.

Kiedy wiosną 1940 r. wraz z 6-letnim synem jechała w bydlęcym wagonie na Wschód, nie wiedziała, że od kilku dni jest wdową: jej męża wywieziono z Kozielska rankiem 9 kwietnia. Był wśród 212 oficerów, którzy zginęli w nocy z 9 na 10 kwietnia na uroczysku Kozie Góry, zwanym dziś lasem katyńskim. Wcześniej w tym kierunku wyjechał major Sadowski. Obu zidentyfikowano trzy lata później po legitymacjach Virtuti Militari.

Dokumenty, pamiętniki i notatniki wydobyte z grobów katyńskich badała specjalna komisja, a później historycy. Z pamiętników odnalezionych w Katyniu wynika, że w niewoli Hałaciński dalej pisał i organizował wieczory poezji. 28 listopada podporucznik Dobiesław Jakubowicz zanotował informację o “ciekawym wieczorze wspomnień ppłk. Hałacińskiego”, a podporucznik Zbigniew Przystasz dopisze w swoich notatkach przy tym nazwisku: “10 dni”. Prawdopodobnie oznacza to ukaranie bohatera wieczoru karcerem.

Wiersze dedykuje kolegom i ofiarowuje jako prezenty. Kartki z nimi trzymają w kieszeniach mundurów, płaszczy. Odnaleziono je po ekshumacji w 1943 r. Przepisane ręcznie utwory trafią do Krakowa, gdzie pracownicy Państwowego Instytutu Medycyny Sądowej przepiszą je z kartek, przesiąkniętych zapachem rozkładających się ciał. To dowody zbrodni.

Zespołem kieruje dr Jan Zygmunt Robel, który część protokołów wysłał do Londynu jeszcze za niemieckiej okupacji.

W liście pułkownika Radwana-Pffeiffera (prezesa koła żołnierzy 5. Pułku Piechoty Legionów w Anglii) do Jana Ciałowicza z 1959 r. czytamy: “W sprawie A. Hałacińskiego (...) nie wiemy, aby coś drukował. Interesował się bardzo życiem literackim. Pisał wiersze raczej dorywczo. Jest autorem pieśni »My, Pierwsza Brygada«, którą napisał w 1917 w Tyrolu, będąc w armii austriackiej. Z natury był usposobienia sentymentalnego, lirycznego. Charakter miał nieustępliwy, szczególnie w sprawach polskości, co można uznawać za nacjonalizm nieprzejednany. Przekonań lewicowo-postępowych. Zginął zamordowany przez bolszewików w Katyniu. Przebywając w Starobielsku, był kilkakrotnie karany przez władze obozowe za podtrzymywanie ducha wśród jeńców”.

***

Przez wiele lat po wojnie “Pierwsza Brygada” jest zakazana. Tak jak prawda o Katyniu.

Młodszy syn Hałacińskiego (i mój ojciec) po wojnie wraca z Kazachstanu do Polski. Rodzina i brat ukrywają przed nim prawdę o śmierci ojca. Boją się.

Kiedy osiąga pełnoletność, dostaje w prezencie “Ilustrowany Kurier Polski” z 18 kwietnia 1943 r., “gadzinówkę” drukowaną za zgodą władz niemieckich. Na pierwszej stronie informacja o grobach katyńskich i zdjęcie zmasakrowanej głowy gen. Smorawińskiego. Na drugiej stronie: zdjęcie legitymacji Virtuti Militari z rozmazanym profilem mężczyzny w mundurze.

Obok informacja, że w Gniezdowie pod Smoleńskiem znaleziono zwłoki generałów Bohatyrewicza, Smorawińskiego i pułkownika Hałacińskiego.

Przechowuje tę niemiecką “gadzinówkę” do dziś.

Kinga Hałacińska /2005-11-13

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 13:44, 23 Sie 2011    Temat postu:

Pułkownik Żorż. Obrazy z życia. Długie.


31 grudnia 1918 roku na placu Łukiskim w Wilnie rozpoczęła się rewia kawaleryjska. Nie była to parada w dosłownym znaczeniu tego słowa, ale prezentacja oddziałów samoobrony polskiej, które szkoliły się przez kilka tygodni w mieście i okolicy, by w końcu ruszyć do walki przeciwko trzem przeciwnikom; Niemcom, nadchodzącym od wschodu bolszewikom i bojówkom komunistycznym rozsianym po samym Wilnie. Wszyscy ci ochotnicy, których później po wielu przygodach i walkach przemianowano na 13 Pułk Ułanów Wileńskich pochodzili z Litwy i Białorusi, byli – jakby to nazwano dawniej – pospolitym ruszeniem Wielkiego Księstwa. Wśród nich znajdowali się po większej części synowie ziemian z województwa wileńskiego, ale byli także chłopi, robotnicy i rzemieślnicy z Wilna i ludzie przypadkowi, o których nikt nic nie wiedział. Ich wyszkolenie bojowe było marne, wielu ledwie potrafiło jeździć konno, wielu nie miało pojęcia jak złożyć się do szabli w pełnym galopie, że o walce lancą nie wspomnę. Był to więc słabo przećwiczony żołnierz, który miał przeciwko sobie przeciwnika poważnego i nie przebierającego w środkach. Wtedy jednak – 31 grudnia 1918 roku mało kto z tych chłopców zdawał sobie sprawę co czeka go w przyszłości. Wszyscy wierzyli święcie w powodzenie i zwycięstwo. Byli w końcu u siebie, na swojej ziemi, którą mieli obronić przez wrogiem znanym i z dawna przewidywalnym. Czy może być coś prostszego? Wiary dodawał im także fakt, że na ich dowódcę generał Władysław Wejtko wyznaczył oficera, który wart był wtedy więcej niż wszystkie konne armie wschodu i pociągi pancerne zachodu.

Na zakończenie rewii na placu Łukiskim oficer ten wyjechał przed front swoich żołnierzy, był to człowiek niski, szczupły z ogromną głową, która wyglądała tak, jakby ktoś z wielką siłą uderzył w nią z jednej strony drągiem. Oficer ten miał posiniałe na mrozie, nieludzko odstające uszy i oczy wyłupiaste tak, że każdy mógł domyślić się iż cierpi na chorobę Bassedova. Jego wydłużona twarz zdawała się sięgać do ściśniętego na brzuchu pasa. W siodle siedział wprost znakomicie i ten jego wdzięk kawaleryjski przykrywał całą brzydotę i ułomność ciała. Wtedy na placu Łukiskim miał jeszcze stopień rotmistrza. Osadził konia i przemówił do swoich żołnierzy. Rzekł im tylko trzy słowa, które zostały zapamiętane i zanotowane w nielicznych pamiętnikarskich relacjach o tym dziwnym człowieku.
Chłopcy – Ojczyna – Bolszewicy – wykrzyknął. – Job ich mać – dodał po chwili. Na koniec zaś rzucił komendę – od prawego –trójkami – stępa –marsz. I pułk ruszył.


[link widoczny dla zalogowanych]


Oficer ten nazywał się Jerzy Dąbrowski.
Ludzie mówili o nim jednak Łupaszka, a to ze względu na te wyłupiaste oczy. W domu zaś, dużo, dużo później, jego żona, rosyjska księżniczka z domu Urusow zwracała się do niego mówiąc – Żorż. Tak samo mówiły doń jego cztery córki.

Życie Jerzego Dąbrowskiego było legendą i wiele epizodów, o których mówiono i śpiewano po wioskach i zaściankach nie znajduje potwierdzenia w relacjach świadków. Nie jest to jednak powód, by o tych legendarnych wydarzeniach nie wspomnieć. Tym bardziej, że ich cienie znajdują się w pamiętnikach i zapiskach ludzi, którzy z Dąbrowskim stykali się osobiście, którzy zapamiętali jego styl, jego nieprawdopodobny wygląd i sposób w jaki zwracał się do ludzi. Cofnijmy się teraz w czasie i popatrzmy na Piotrogród roku 1917. W mieście organizuje się – nie bacząc na bolszewików – Naczelny Polski Komitet Wojskowy zwany Naczpolem. Organizacja ta wspomaga i organizuje przerzuty polskich oficerów z rozbitych rosyjskich armii do Murmańska. Jej konspiracyjną agendą jest organizacja o nazwie „Plenbieg”, w niej zaś działają ludzie, którzy muszą wykazać się ponadprzeciętnymi zdolnościami organizacyjnymi i przytomnością umysłu, by ocalić i przerzucić na północ zjawiających się masowo w Piotrogrodzie polskich oficerów. Czekają tu bowiem na nich bolszewicy, którzy wszystkich schwytanych Polaków zabijają na miejscu. Jak każda działalność konspiracyjna, również działalność Plebiegu wymaga znacznych nakładów finansowych. Pieniędzy jednak nie ma skąd brać. One oczywiście są w mieście, ale znajdują się w rękach bolszewików, którzy mają zwyczaj przewozić je nieoznakowanymi ciężarówkami .CDN
Coryllus
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 13:56, 23 Sie 2011    Temat postu:



Dowództwo ochotniczego oddziału Samoobrony Litwy i Białorusi braci Dąmbrowskich. Siedzą od lewej: Władysław i Jerzy - Żorż, Łupaszka:

W kwietniu 1917 roku jedna z takich wyładowanych pieniędzmi ciężarówek zwanych lorami jedzie wprost przez środek miasta. Na Polu Marsowym, naprzeciwko Letniego Ogrodu, w biały dzień, na stopień tego samochodu wskakuje jakiś oberwaniec w czapce z oderwanym daszkiem i brudnym jak nieszczęście płaszczu po jakimś pskowskim kirasjerze. Kierowca i konwojent są całkowicie zaskoczeni, ten pierwszy nie zatrzymuje samochodu, auto cały czas jedzie. Konwojent próbuje wreszcie wyszarpać nagan zza paska, ale widząc twarz intruza zaczyna się zastanawiać czy to czasem nie wariat, nie jakiś chory człowiek, który umknął ze szpitala, a teraz stroi sobie niewczesne żarty z władzy rewolucyjnej. Intruz patrząc swoimi nieludzko wytrzeszczonymi oczami na obydwóch czerwonych uśmiecha się szeroko odsłaniając wielkie różowe dziąsła, a potem ku przerażeniu obydwóch, wyciąga z kieszeni browning i rozwala strzałami dwie głowy – najpierw konwojenta, a potem kierowcy. Chwilę potem chwyta za koło kierownicy, by samochód nie zboczył z drogi i przepychając ciało znad kierownicy na bok sam bierze się za prowadzenie auta. Lora nie dojedzie dziś tam, gdzie jej oczekują, skręca wkrótce w jedną z bocznych ulic i znika z oczu przechodniom, którzy nawet nie usłyszeli strzałów.

Mówiono, że rotmistrz Dąbrowski nie potrafił czytać map. Że służba w rosyjskiej kawalerii nadała mu wszystkie cechy rasowego jeźdźca, ale nie zrobiła zeń sztabowca. Opinia ta powtarzana wiele razy za księdzem Walerianem Meysztowiczem nie musi być prawdziwa, albowiem w opracowaniu Tomasza Strzembosza pod tytułem „Saga o Łupaszce” przeczytać możemy, że Dąbrowski miał za sobą kurs geodezji. Jeśli więc uczył się na geodetę, nie mógł mieć kłopotów z czytaniem map. Coś jednak w tej dziwnej opinii być musi, albowiem w oddziale samoobrony wileńskiej, która ruszyła w roku 1918 na południe ustępując przed przeważającymi siłami bolszewików znajdował się prócz Jerzego także jego brat Władysław. Był to młodszy brat, który zawsze, w każdej kampanii towarzyszył Jerzemu i teoretycznie to on dowodził oddziałem. Zawsze miał przy tym wyższy stopień niż Łupaszka. Wszyscy jednak doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że to Jerzy Dąbrowski jest dowódcą. Władysław wykonywał jedynie robotę sztabową i papierkową. O Łupaszce zaś mówiono, że ma doskonałe wyczucie terenu i przeciwnika. Była to cecha zakorzeniona w najgłębszych pokładach podświadomości, cecha spleciona z intuicją i działająca jak zwierzęcy instynkt bez udziału rozumu. Stanisław Mackiewicz, który służył w oddziale Łupaszki w czasie jego rajdu z Wilna do Brześcia Litewskiego wspomina jak zachowywał się rotmistrz podczas szarży. Dla ludzi rozumujących w sposób filmowy i powierzchowny szarża kawaleryjska to atak wielkich mas konnych na ukrytego często przeciwnika. Atak ten jest w pewnym momencie nie do zatrzymania i dużo w nim spontaniczności oraz bezmyślności. Opis Mackiewicza przeczy tym wrosłym w mózgi dyletantów przekonaniom. Łupaszka prowadząc szarżę doskonale wiedział o czyhających nań niebezpieczeństwach. Skąd wiedział? Tego nie odgadniemy. W czasie ataku przypomnianego przez Mackiewicza sam autor jechał tuż przy rotmistrzu i patrzył uważnie w jego straszliwą i napiętą twarz. Kiedy wydawało się, że już nic nie powstrzyma szarży Dąbrowski, jak gdyby nigdy nic zawrócił szwadron jednym gestem ręki. Nie padło ani jedno słowo, ani jedna komenda, ani jeden okrzyk. Jak się później okazało szarża trafiłaby wprost na gniazda karabinów maszynowych. Łupaszka nie prowadził wcześniej żadnego rozpoznania, nie było na to czasu, nie miał pojęcia, że są tam te karabiny, a jednak zawrócił i wiedział kiedy to zrobić.
W roku 1919 rozpoczęła się epopeja oddziału samoobrony wileńskiej pod dowództwem braci Dąbrowskich. Oddział ten po oczyszczeniu miasta z bolszewików musiał wycofać się na południe przez następującą ze wschodu armią czerwoną. Dąbrowski chciał połączyć się z nadchodzącym od Warszawy wojskiem polskim. Był środek zimy. Mróz nocami sięgał trzydziestu stopni, jego żołnierze zaś odziani w liche kabaciki musieli wędrować nocami by omijać większe zgrupowania wroga, a do tego jeszcze atakować mniejsze. Wrogiem byli wtedy żołnierze niemieccy ze zgrupowania Ober-Ost zajmujący wielkie obszary pomiędzy Białymstokiem, Wilnem a Brześciem. Do najsłynniejszych wyczynów Łupaszki w tamtym czasie należało przekroczenie Niemna. Rzeka nie zamarzła jeszcze na tyle, by przeprawić przez nią oddział kawalerzystów. A Łupaszka prowadził ze sobą także piechotę, którą wiózł na kilkudziesięciu zarekwirowanych saniach. Nocą, liczący około 700 ludzi oddział przy pomocy miejscowych chłopów rozpoczął przeprawę. Na kruchy i ledwo co zaskorupiały lód rzucano grube wiązki faszyny. Na tę warstwę sypano dopiero śnieg zebrany z pól i brzegów i po tym prowizorycznym moście pontonowym przeprawiali się żołnierze z Wilna na drugą stronę Niemna.CDN
CORYLLUS
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 14:12, 23 Sie 2011    Temat postu:


Samoobrona Wileńska 1918 r. – oddział braci Dąmbrowskich (ze zb. Andrzeja K.)
[link widoczny dla zalogowanych]


Brześć zajęty przez Niemców miał być ewakuowany w końcu lutego roku 1919. Tak to uzgodniono pomiędzy radami żołnierskimi armii niemieckiej, a dowództwem wojska polskiego. Łupaszka jednak niczego z nikim nie uzgadniał, kiedy więc w nocy z 12 na 13 lutego znalazł się pod twierdzą brzeską wraz ze swoimi ułanami z Wilna, Lidy i Szczuczyna nie czekał na żadne dodatkowe inspiracje, wskazówki czy informacje tylko zaatakował wprost załogę niemiecką stojącą w mieście i twierdzy. W krótkim czasie zepchnął Niemców do budynku dworca i zajął miasto. Wywołał tym samym wielkie zdziwienie wśród czekających na dobrowolne opuszczenie twierdzy przez przeciwnika oficerów polskich. Tamten zimowy miesiąc – luty roku 1919 po raz ostatni oglądał spotkanie pospolitego ruszenia z Litwy z pospolitym ruszeniem przybyłym z Korony. Był ostatnim miesiącem, w którym żywa jeszcze w sercach Unia Lubelska zmaterializowała się pod zimowym niebem na murach twierdzy w Brześciu.

Początek wojny bolszewickiej to seria rajdów czy jak kto woli zagonów kawaleryjskich na tyły coraz bardziej zdemoralizowanego wroga. Wszystko tam odbywało się według jednego schematu. Cichy, nocny marsz przez cienkie linie bolszewików, dotarcie do ciągnącej się za frontem linii kolejowej, atak na załogę dworca i oczekiwanie na pociąg wiozący komisarzy. Kiedy ten nadjechał Łupaszka kazał strzelać doń z karabinów maszynowych. Schwytanych zaś komisarzy bolszewickich wieszał na drzewach wokół dworca. Żołnierzy zawsze wypuszczał, był bowiem człowiekiem słynącym z łagodnego usposobienia, co się zresztą później na nim zemściło. Żołnierze uciekający przed jego zagonem docierali do zaniepokojonych oddziałów frontowych , którym sama wieść o tym, że na tyłach znajduje się jakieś polskie wojsko wystarczyła do tego by rozbiec się panice. Ucieczkę tę Łupaszka powstrzymywał swoimi szczupłymi siłami, jak mógł. Zaczynał zwykle od wysadzania mostów na biegnących równolegle do frontu rzekach. Potem pozostawało już tylko czekać na nadejście polskich oddziałów. Działania początku wojny bolszewickiej przysporzyły mu sławy i splendoru, który z przyczyn niezawinionych przez Jerzego Dąbrowskiego nie został zauważony po wojnie.

Ryngraf Jerzego Dąmbrowskiego
[link widoczny dla zalogowanych]


W czasie kontrofensywy czerwonych Jerzy Dąbrowski organizował oddziały mające wiązać walką korpus Gaj-Chana. Walczył w ostatniej fazie bitwy warszawskiej i w bitwie niemeńskiej. Po wojnie fotografie jego niezwykłej i dziwnej twarzy znalazły się we wszystkich księgach pamiątkowych i wszystkich opracowaniach historycznych dotyczących wojny z bolszewikami. Jerzy Dąbrowski był jednym z najsłynniejszych oficerów II Rzeczpospolitej. Był i co z tego. Zapomniano o nim całkiem, nie awansowano go, a wręcz nawet próbowano z wojska usunąć. Rzekomo za krnąbrność oraz czyny nieregulaminowe, których dopuścił się podczas wojny, a także po niej. Owe czyny nieregulaminowe to było spalenie Mozyrza, a także rabunki dokonywane przez jego żołnierzy, których nie mógł powstrzymać, kierował się bowiem w swych działaniach jedną tylko zasadą – dobrem oddziału. To zawsze ratowało mu skórę i zawsze prowadziło od sukcesu do sukcesu. To, nie zaś ślepe posłuszeństwo i litera regulaminu. Rozmaici sztabowi mędrcy zdobywający awanse i odznaczenia salutując na schodach i gryząc gęsie pióra mówili wprost, że oddział Dąbrowskiego złożony był z „paniczyków i rabusiów”. No i cóż ja mogę drogi czytelniku rzec na taką opinię? No, był złożony. I co z tego?

Wykonując przez całe dwudziestolecie rozmaite podrzędne funkcje Jerzy Dąbrowski starzeje się i coraz bardziej podupada na zdrowiu. Cierpi na astmę, jego niewielkie zdeformowane ciało nie radzi sobie z nadmiarem ran pozostałych po wojnie i z własną przyrodzoną ułomnością.
CORYLLUS
[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez lutnia dnia Wto 14:43, 23 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 14:20, 23 Sie 2011    Temat postu:


Zofia Dąmbrowska z domu Urusow z córkami – Mazuryszki pod Wilnem, początek lat 30 – tych.
[link widoczny dla zalogowanych]

Coraz więcej nocy Dąbrowski spędza chodząc w milczeniu po mieszkaniu miast spać. Jego legenda jest jednak ciągle żywa, a ludzie w Wilnie rozpoznają go, pozdrawiają tak samo jak rozpoznają i pozdrawiają generała Żeligowskiego. Kiedy w końcu w roku 1932 otrzymuje awans na podpułkownika wydaje się, że wreszcie przypomniano sobie o jego zasługach. On sam nie chce więcej. Przez jakiś czas dowodzi oddziałami KOP na Białorusi i miesiące te są dlań przypomnieniem dawnej chwały. Czas wolny spędza najczęściej i z rodziną. Jest człowiekiem towarzyskim i mimo swojej – określanej przez Mackiewicza nieludzką – brzydoty – nie może pozbyć się towarzystwa pań, które odwiedzają jego dom pod pozorem przyjaźni z żoną. Kiedy zbliża się wojna Dąbrowski, jak wielu innych zdolnych oficerów zostaje pozostawiony bez przydziału. Nie dostał żadnych zadań także na wiosnę 1939 roku. Wydarzyło się jednak owej wiosny coś bez czego nie sposób zrozumieć kim był podpułkownik Jerzy Dąbrowski „Łupaszka”.

W czasie epopei roku 1919 wśród zdobytych przez ułanów Łupaszki miast była także Bereza Kartuska. W maju zaś roku 1939 aresztowany został i osadzony w obozie odosobnienia w tejże Berezie Stanisław Mackiewicz – Cat. W kilka dni po tym aresztowaniu w wileńskim „Słowie” ukazała się notatka treści mniej więcej takiej; w roku 1919 oddział majora Dąbrowskiego (Władysława brata Jerzego, który był nominalnym dowódcą) zajął Berezę Kartuską, a jednym z zajmujących był ułan Stanisław Mackiewicz. Rok 1939. Ułan Mackiewicz znowu przyjechał do Berezy. Notatka podpisana była inicjałami oraz funkcją – J.D. Były dowódca.



Poczet sztandarowy K! Cresovia Viln. (Polska Akademicka Korporacja Cresovia) przed gro­bem matki i serca Józefa Piłsudskiego na wileń­skiej Rossie. Czwarty z prawej filister. h.c. K! Cresovia Viln. płk Jerzy Dąmbrow­ski "Łupaszka" - słynny zagończyk, boha­ter ­wojny1920r. Wilno, ok. 1936 - 1937 r.
[link widoczny dla zalogowanych]

Kiedy treść owej notatki została przeczytana przez wizytującego Wilno inspektora armii generała Stefana Dąb-Biernackiego wpadł ów pan w to, co zwykle wojskowi nazywają w takich razach szałem. Wysłał do redakcji „Słowa” swojego adiutanta i kategorycznie zażądał ujawnienia danych personalnych autora notki, grożąc zamknięciem redakcji. Redaktor Konstanty Syrewicz zastępujący Mackiewicza odmówił ujawnienia tych danych i poinformował o wizycie adiutanta samego Jerzego Dąbrowskiego. Ten słysząc co się przytrafiło panu generałowi Biernackiemu ubrał się w galowy mundur, przypiął na pierś wszystkie ordery jakie miał w domu, przypasał szablę i ruszył pewnym krokiem do siedziby Inspektoratu Armii. Biernackiego zastał już w holu, kiedy ten schodził z marmurowych schodów. Stanął na baczność zasalutował i oznajmił; Panie generale, melduję, że JD, były dowódca to ja, Jerzy Dąbrowski. Sądzę, że teraz „Słowo” nie zostanie zamknięte. Po czym dobył z kabury rewolwer przystawił sobie lufę do mostka i wystrzelił.

Biernacki wpadł w panikę, w jakiej nikt jeszcze nie widział go od kiedy rozpoczął pan generał swoją karierę w armii. Dąbrowski, okrwawiony i bez przytomności leżał na schodach siedziby Inspektoratu Armii, a cała afera miała za tło awanturę z dziennikarzami. Wszyscy obecni latali po budynku jak opętani, aż w końcu ktoś zdobył się na to, by pomóc Łupaszce. Okazało się, że kula nie sięgnęła serca, przebiła tylko płuco. Dąbrowski przez całe przedwojenne lato leżał w szpitalu. Kiedy zeń wyszedł był już tylko cieniem samego siebie.CDN
CORYLLUS
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 14:34, 23 Sie 2011    Temat postu:


Biskup Bandurski z podkomendnymi braci Dąmbrowskich – 1919 r. (ze zb. Andrzeja K.)
[link widoczny dla zalogowanych]


Druga połowa września 1939 roku zastaje Łupaszkę przy organizacji 110 pułku ułanów, który miał być rezerwą w razie niepowodzenia na froncie. Szybko okazało się, że wielu z wybrańców, którzy podjęli odpowiedzialne funkcje dowódcze we wrześniu nie spełniło swoich zadań i pułki zapasowe stają się wobec tempa wydarzeń oddziałami frontowymi. Dowodzący nimi ludzie zaś to ci, których nie lubili Dąb-Biernaccy i im podobni. W przypadku 110 pułku ułanów są to pułkownik Dąbrowski i major Dobrzański.

Pułk ten wycofuje się przed armią czerwoną w lasy augustowskie i tam uchodząc przez czołgami i staczając potyczki z bandami dywersantów rozwiązuje się wobec przeważającej przewagi wroga w Janowie pod Kolnem. Dąbrowski ma wtedy 50 lat, okropną astmę i gorączkę, ponieważ zaczyna mu się zapalenie płuc. Rozwiązanie oddziału dokonuje się spokojnie, a nie tak jak to przedstawił niedościgniony Bohdan Poręba w swoim filmie „Hubal”. Co prawda w relacjach świadków znaleźć możemy informację, że odejście majora Dobrzańskiego w kierunku Warszawy wywołało gwałtowną i emocjonalną reakcję pułkownika, który wprost rozpłakał się wobec faktu klęski. Nie zmienia to jednak faktu, że wraz z grupą żołnierzy przedostał się na Litwę, by po podreperowaniu zdrowia kontynuować walkę z czerwonymi.

Na Litwie Łupaszka zostaje rozpoznany i osadzony w twierdzy w Kownie. Nie próbuje uciekać, jest ciężko chory. W Kownie dowiaduje się z radia, że generał Sikorski awansował go na generała, ale awans ten pozostaje tylko teorią, w świadomości ludzi Dąbrowski zawsze pozostanie pułkownikiem, Łupaszką, Żorżem, sławnym zagończykiem, godnym samego Kmicica. Po zajęciu Litwy przez Rosjan wraz z innymi oficerami przewieziono go do Kozielska. Było to już po zamordowaniu znajdujących się tam wcześniej oficerów w lesie pod Katyniem. Tam, w Kozielsku rozpoznaje go oficer NKWD. Łupaszka jest na liście poszukiwanych oficerów i jeśli ktoś mógł być rozpoznany przez czekistów to właśnie on, ze względu na swoją twarz, a także na fakt, że niczego przed nikim nie ukrywał. Ani swojej tożsamości, ani orderów, które zawsze nosił na piersi.


Zofia Dąmbrowska z domu Urusow z córkami – Kolumna, połowa lat 60 – tych.
[link widoczny dla zalogowanych]

Z Kozielska przewieziono go do Mińska lub do Ługańska. Nikt tego na pewno nie potrafi powiedzieć. Znamy kilka relacji z ostatnich dni życia Jerzego Dąbrowskiego. Pierwszą pozostawił żołnierz nazwiskiem Cydzik, który leżał z Łupaszką w celi więziennego szpitala. Pułkownik nie mógł poruszać się na łóżku. Miał połamane ręce i nogi. Jedno z jego wyłupiastych oczu zostało wybite w śledztwie. Pozrywano mu paznokcie, a także zrzucono z trzeciego piętra na kamienną posadzkę. Opowiadał o tym Cydzikowi i czekał śmierci. Podobno zabito go kilka dni potem, ale przeczy temu inna relacja. Jest to opowieść Ireny Krzywickiej (córki chorążego w 5 pułku legionów, a nie słynnej „gorszycielki”), która wraz z czterdziestoma oficerami była sądzona w pokazowym procesie w Ługańsku. Dąbrowski był według niej wyleczony i doprowadzony do jako takiego porządku, by mógł wziąć udział w sfingowanym procesie. Kiedy wprowadzono go na salę wszyscy oskarżeni już tam byli. Dąbrowski miał skute ręce i był prowadzony przez dwóch żołnierzy z bagnetami na karabinach. Tuż przed ławą oskarżonych jeden z enkawudzistów ni z tego ni z owego uderzył w twarz Irenę Krzywicką. Dąbrowski tak jak stał strzelił go skutymi rękami wprost w twarz, a potem poprawił kopniakiem w jądra. Potem usiadł w ławie oskarżonych. Czekista zalał się krwią i stracił na miejscu przytomność.


Dzisiaj na kolumieńskim cmentarzu znajduje się symboliczna mogiła podpułkownika Jerzego Dąmbrowskiego, w której pocho­wana jest Zofia Dąmbrowska i najmłodsza z córek.
[link widoczny dla zalogowanych]

Kiedy odczytano wyrok Jerzy Dąbrowski zwrócił się do sądu wojskowego reprezentującego Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich ze słowami:
– wysoki sądzie! Job waszu mać!
Po czym został wyprowadzony z sali rozpraw. Zabito go jeszcze tej samej nocy. Pamiętajmy o nim. Jerzy Dąbrowski. Łupaszka. Pułkownik Żorż.

Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę [link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez lutnia dnia Wto 14:35, 23 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 21:28, 31 Sie 2011    Temat postu:

Dziewczyna z Katynia


Janina Lewandowska w stroju lotnika.

Rozmowa z Henryką Wolną-Van Das, autorką książki "Spotkania z Janką”, będącej biografią zamordowanej w Katyniu Janiny Lewandowskiej.

- Właśnie ukazała się pani biografia Janiny Lewandowskiej, jedynej kobiety zamordowanej w Katyniu. Dlaczego zainteresowała panią ta postać?
- Janka była niezwykłą kobietą, a jej losy i tragiczny upadek znakomitej rodziny Dowbor-Muśnickich, do której należała, to materiał na scenariusz filmowy. Janina zginęła w dniu swoich 32. urodzin, 22 kwietnia 1940 roku, zamordowana strzałem w tył głowy w lesie katyńskim. Jej 20-letnia siostra, Agnieszka, zginęła 2 miesiące później w Palmirach, należała do konspiracyjnej grupy "Wilki”, razem ze znakomitym lekkoatletą Januszem Kusocińskim. Głęboko mnie to poruszyło, takie tragiczne podsumowanie polskich losów. Było to uderzające zwłaszcza w kontekście moralnego testamentu, jaki pozostawił ich ojciec - generał Józef Dowbor-Muśnicki, twórca 1. Korpusu Polskiego w Rosji, dowódca powstania wielkopolskiego.


Dowbór-Muśnicki Józef - gen. broni.
[link widoczny dla zalogowanych]

"Moje dzieci winny pamiętać, że są Polakami, że pochodzą ze starej rodziny szlacheckiej o pięciowiekowej nieskazitelnej przeszłości i że ojciec ich dołożył wszelkich swych możliwości dla wskrzeszenia Polski w jej byłej chwale i potędze. Ma zatem prawo żądać od swego potomstwa, by nazwiska naszego niczym nie splamiły” – napisał.



Gen. broni Józef Dowbór-Muśnicki (po cywilnemu) w towarzystwie nierozpoznanych osób.
[link widoczny dla zalogowanych]

Córki własną krwią i cierpieniem wypełniły ten testament.
- No właśnie, ale generał, pisząc go, zwracał się przede wszystkim do synów. W tej konserwatywnej rodzinie sukcesorem tradycji był przede wszystkim mężczyzna, tymczasem obaj synowie generała zawiedli na całej linii. Pierworodny Gedymin zupełnie nie pasował do rodziny, wdał się w dziadka po stronie matki. Wybitnie uzdolniony w naukach ścisłych, miał być naukowcem. Ojciec wysłał go na studia do Tuluzy, ale chłopak tam się rozpuścił, rzucił studia, bo bardziej od fizyki interesował go poker. Żeby likwidować karciane długi, zdawał egzaminy za swoich kolegów, a oni mu za to płacili. Ojciec przerwał finansowanie wyrodka, zerwali kontakty i nigdy się już nie spotkali. Gedymin skończył we Francji jako szewc.

- Za to drugi syn zapowiadał się znakomicie.
- Olgierd był największym osiągnięciem swego taty. Urodzony żołnierz, lotnik po szkole Orląt, robił wspaniałą karierę. Na dodatek przystojny, znakomita partia matrymonialna. Niestety, nieodpowiednio się zakochał – nie dość, że w kobiecie starszej, to jeszcze żonie swego przełożonego. Pewnego razu na dancingu próbował poprosić do tańca tę panią, podobno był zbyt natarczywy. Otrzymał surową publiczną reprymendę. Grzecznie przeprosił, wyszedł do szatni i strzelił sobie w głowę. Na szczęście jego ojciec od roku już nie żył.CDN
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 21:48, 31 Sie 2011    Temat postu:


Janka w łódce nad jeziorem w Lusowie. Lata trzydzieste. (fot. fot. Archiwum Henryki Wolnej-Van Das)

- Dziewczyny nie miały lekkiego życia z papą generałem.
- Ich matka umarła, gdy Janka miała 12 lat, a Agnieszka roczek. Młodsza córka po latach powiedziała, że jako ojciec był troskliwy, ale tragiczny. Wychowywał je po wojskowemu. Obie jeździły konno, pływały, jeździły na nartach. W domu wymagania były jednak bardzo surowe. Odczuła to szczególnie Janka, gdy zamarzyła jej się kariera artystyczna. Dziewczyna skończyła konserwatorium poznańskie w klasie fortepianu i śpiewu solowego. Gdy okazało się, że ma zbyt słaby głos na karierę operową, związała się z kabaretem. Ojciec dostał szału, gdy zobaczył nazwisko Dowbor-Muśnickich na afiszu. Zrobił jej taką awanturę, że Janka przez dwa lata nie pojawiała się w rodzinnym Lusowie.

- Druga pasja dziewczyny – lotnictwo, której oddała się bez reszty, też nie wzbudziła zachwytu ojca?.

- Miłością do latania zaraził ją ukochany brat Olgierd. Zrobiła kurs szybownictwa. Jako pierwsza kobieta w Europie oddała skok spadochronowy z wysokości 5 tysięcy metrów. Zdobyła uprawnienia na samoloty motorowe. Zrobiła kurs radiotelegrafistki. Przy całej swej wrażliwości i delikatności to była bardzo uparta i twarda dziewczyna. Jak już coś postanowiła, to nie odpuszczała, aż osiągnęła cel. Ale ojciec jej dokuczał. Martwił się, że nikt się z nią nie ożeni, bo kto potrzebuje baby-spadochroniarza.CDN


Ślub cywilny Janiny Dowbor-Muśnickiej z Mieczysławem Lewandowskim. Razem byli przez 50 dni. (fot. fot. Archiwum Henryki Wolnej-Van Das)

10 czerwca 1939 r. w Poznaniu, zawiera związek małżeński (ślub cywilny) z pilotem instruktorem Mieczysławem Lewandowskim, natomiast ślub kościelny odbył się w Tęgoborzu k/Nowego Sącza i przyjęła jego nazwisko; Lewandowski, jeden z dwóch lotników polskich o tym samym imieniu i nazwisku, był podoficerem rezerwy lotnictwa i instruktorem w szkole szybowcowej w Tęgoborzu. W czasie
wojny służył jako starszy sierżant pilot w 307 Dywizjonie Myśliwskim Nocnym "Lwowskich Puchaczy" i 305 Dywizjonie Bombowym "Ziemi Wielkopolskiej"
[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez lutnia dnia Śro 21:57, 31 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 22:16, 31 Sie 2011    Temat postu:


Fotografia ślubna Janiny i Mieczysława Lewandowskich. Fot.: IPN.
[link widoczny dla zalogowanych]

To pewnie odetchnął z ulgą, gdy Janka zakochała się w lotniku, Mieczysławie Lewandowskim, który prowadził szkołę szybownictwa?
- On odetchnął z ulgą, a ona wreszcie miała u swego boku kogoś, kto nie dość, że ją kochał, to jeszcze podzielał jej pasję, rozumiał i wspierał. Młodzi znali się od 1936 roku, ale ślub kościelny wzięli dopiero w lipcu 1939, bo na przeszkodzie stanęła najpierw żałoba po ojcu, a potem po bracie. Byli małżeństwem zaledwie 50 dni, nawet nie zdążyli razem zamieszkać. On właśnie załatwiał swoje przenosiny do Poznania, nie było go przy niej, gdy wybuchła wojna. Już się więcej nie zobaczyli. Minęli się o kilka godzin.

Dlaczego Janka nie zaczekała na męża?
- Bo rwała się na wojnę. Wraz z innym członkami Aeroklubu Poznańskiego dostała kartę mobilizacyjną i przydział do 3. Pułku Lotnictwa. Nie była żołnierzem, ale chciała się przydać w wojsku. 3 września na fali euforii po wypowiedzeniu wojny przez Francję i Anglię, wraz z kolegami klubowymi wyruszyła za swoją jednostką do Lublina. W lotniczym kombinezonie, z plecakiem i dwoma pistoletami zabranymi z gabinetu ojca poszła, jak kiedyś on, bić się o wolność Polski. Odtąd zły los decydował już za nią. Droga, w którą wyruszyła, miała się skończyć w katyńskim lesie.

- Jak to się stało, że została internowana?
- Jej mała grupka napotkała po drodze rzut kołowy bazy lotniczej, tej, do której miała skierowanie. Dowodzący nim kpt. Józef Sidor pozwolił przyłączyć się cywilom. Po 17 września, gdy zaczął rządzić chaos, Sidor zdecydował, by część jednostki udała się w kierunku granicy rumuńskiej, a część miała iść do granicy węgierskiej. Ci pierwsi się uratowali, Janka z Sidorem poszła w drugą stronę. Pod Husiatyniem oddział trafił do sowieckiej niewoli.

- Janka nie była żołnierzem, nie nosiła munduru. Dlaczego NKWD osadziło ją wraz z oficerami najpierw w Ostaszkowie, a potem w Kozielsku?
- Nie mam wątpliwości, że doskonale wiedzieli, z kim mają do czynienia – córką byłego carskiego generała, żołnierza Piłsudskiego, który w swych wspomnieniach z 1935 roku napisał, że pierwszy poznał się na bolszewickiej zarazie i zaprzysiągł im do końca życia zemstę. Janka co prawda zmieniła swoje dane – występowała tylko pod nazwiskiem męża, ukrywając rodowe, zmieniła imię ojca i rok swego urodzenia, ale NKWD miało ją jak na widelcu. Najlepszy dowód, że jej dwaj koledzy z aeroklubu trafili do obozu dla cywilów.CDN
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 22:34, 31 Sie 2011    Temat postu:



- W niektórych publikacjach na jej temat pojawia się informacja, że już w czasie internowania miała na sobie mundur lotniczy.
- To niemożliwe. Mundur dostała dopiero w obozie, najpewniej w Kozielsku. Stało się to z inicjatywy rady generalskiej, z generałem Henrykiem Odrowążem Minkiewiczem na czele. Musieli się zorientować, że Janka została rozpracowana przez NKWD, i żeby ją chronić przed strażnikami, sowieckimi żołdakami, nadali jej fikcyjny stopień podporucznika lotnictwa i znaleźli dla niej jakiś mundur, zresztą za duży, bo dziewczyna była drobna.

- Może by przeżyła, gdyby nie ten mundur.
- Raczej nie. Polskim generałom wydawało się, że w ten sposób zapewnią jej bezpieczeństwo, że jako oficer będzie pod ochroną. Kto mógł przypuszczać, że wszyscy zostaną bestialsko wymordowani. Tyle tysięcy oficerów.

- Co wiadomo o jej obozowych losach?
- Niewiele. Miała osobne pomieszczenie w bloku, zwanym dowcipnie przez oficerów Bristolem. Mieszkała w jakimś schowku pod schodami. Pomagała kapelanowi, wypiekała hostie na obozowe msze, śpiewała. W obozowych zapiskach zachowały się strzępy informacji o niej. Budziła powszechny szacunek. "Jest między nami lotniczka. Dzielna dziewczyna. Znosi z nami wszelkie trudy”. Jej ciało Niemcy znaleźli podczas ekshumacji w 1943 roku w grobie kapelanów. Nie mogli zrozumieć, skąd wśród tysięcy ciał pomordowanych polskich oficerów kobieta oficer, kobieta lotnik. Zupełnie im to też nie pasowało do celów propagandowych, więc zatarli po niej wszelkie ślady. Na liście obozowej Janina Lewandowska jeszcze figurowała, ale na opublikowanej przez Niemców liście katyńskiej już nie. Przez ponad pół wieku uchodziła za osobę zaginioną. Kamień w wodę.


Do Katynia przyjechali eksperci europejscy, dziennikarze ze Szwecji, Szwajcarii, z Hiszpanii i państw okupowanych. Dziennikarze stwierdzają, że oprócz zwłok oficerów znaleziono dotychczas nieliczne tylko zwłoki kapelanów wojskowych oraz jednej kobiety.
Ekshumacją kieruje prof. Gerhard Butz.
Przyjechał do Katynia z Breslau (Wrocław) z Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Wrocławskiego.

- Kto się do tego przyczynił?
- Niemiecki antropolog prof. Gerhard Buhtz, kierownik zakładu medycyny sądowej na uniwerytecie we Wrocławiu, który w 1943 nadzorował ekshumację zwłok polskich oficerów. W Smoleńsku miał laboratorium, w którym prowadził badania. Szczególnie interesowały go czaszki pomordowanych, miał ich w laboratorium sześć. Kiedy doniesiono mu o odnalezieniu zwłok kobiecych, uznał to za wyjątkowo interesujący przypadek. Dostarczono mu więc czaszkę Janki, a resztę ciała gdzieś pochowano. Tę czaszkę, oznaczoną V-13, widział w smoleńskim laboratorium dr Marian Wodzyński, członek delegacji Polskiego Czerwonego Krzyża. Po powrocie do Krakowa opowiedział o tym prof. Bolesławowi Popielskiemu. Ten dobrze zapamiętał relację i kiedy w 1945 roku, repatriowany ze Lwowa do Wrocławia, organizował tam zakład medycyny sądowej na wydziale medycznym uniwersytetu, zaczął od poszukiwania czaszek. Słusznie rozumował, że Buhtz musiał swoje materiały badawcze właśnie tam przewieźć. Znalazł wszystkie czaszki. Nosiły ślady po kulach kaliber 7.65, a więc wystrzelonych z broni używanej w Związku Radzieckim. To był niezbity dowód, że mord katyński to dzieło Sowietów, ale oficjalna propaganda przypisywała go wówczas Niemcom. Popielski zamknął więc szczątki w swoim gabinecie, informując o nich tylko najbardziej zaufanych współpracowników, którzy na kilkadziesiąt lat stali się strażnikami czaszek katyńskich. Mieli je ujawnić dopiero wtedy, gdy zniknie wszelkie ryzyko, a oni sami będą mieli stuprocentową pewność co do genezy czaszek.

- Sprawa została ujawniona w 2003 roku, sześć czaszek uroczyście pochowano we wrocławskim Sanktuarium Golgoty Wschodu. Janka musiała jeszcze poczekać.
- Nikt nie miał wątpliwości, że to szczątki Janiny Lewandowskiej, ale trzeba było to naukowo potwierdzić. Rzecz nie była łatwa, bo badanie kodu genetycznego nie wchodziło w grę. Dowiedzenie prawdy zajęło naukowcom dwa lata. Potwierdzenie przyniosła w końcu metoda superprojekcji. Czaszkę Janiny Lewandowskiej przekazano Towarzystwu Pamięci Generała Józefa Dowbor-Muśnickiego w Lusowie. Tam też 4 listopada 2005 została ona pochowana w grobie rodziców. Żegnali ją mieszkańcy Lusowa, żołnierze, lotnicy i kardynał Henryk Gulbinowicz. Janka wróciła do domu. Przejmująco zabrzmiały słowa kustoszki Muzeum Powstańców Wielkopolskich: "Panie generale, po sześćdziesięciu latach znów może pan przytulić córkę.
nto.pl/apwww.ps/pbcs.dll/article?AID=/20100515/REPORTAZ/571287949
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 20:02, 07 Lut 2012    Temat postu:


Komisja międzyministerialna przy samolocie Lublin R. XIII z 63 eskadry lotniczej 6 pułku lotniczego. Widoczni m.in.starosta baranowicki Zygmunt Przepałkowski, inż. Jan Kawecki, dyrektor biura Ligi Obrony Powietrznej Państwa Humpola, inż. Stefan Hojarczyk, przedsiębiorca Hermanowicz.

Zygmunt Młot-Przepałkowski

Zygmunt Przepałkowski ps. "Młot" (ur. 17 kwietnia 1893 w Kozienicach, zamordowany w kwietniu 1940 w Katyniu) – rotmistrz kawalerii Wojska Polskiego, urzędnik administracji państwowej.

Był synem Stanisława, inżyniera Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej i Marii ze Świętalskich. Szkolne lata spędził w Radomiu. Następnie był słuchaczem Szkoły Technicznej Wawelberga i Rotwanda w Warszawie. Przed wybuchem I wojny światowej podjął w Liège studia politechniczne. Związał się ze Związkiem Strzeleckim i Związkiem Walki Czynnej. Uczestniczył w czasie wakacji 1914 w różnych formach szkolenia wojskowego.
Swój szlak bojowy rozpoczął 6 sierpnia 1914 w szeregach 1 Kompanii Kadrowej. Pod Kostiuchnówką był ciężko ranny. Od stycznia 1917 uczestniczył w pracach Szkoły Podchorążych 1 Pułku Ułanów Legionów w Ostrołęce. Był wachmistrzem 4, potem 2 szwadronu. Po kryzysie przysięgowym internowany w Szczypiornie. W 1918 zgłosił się do powstającej w Lubelskiem konnicy. W szeregach 7 Pułku Ułanów Lubelskich walczył w Małopolsce Wschodniej. W kwietniu 1918 w czasie ataku na Baranowicze ponownie został ranny.
W 1920 brał udział w słynnej kontrofensywie znad Wieprza. Całą kampanię zakończył w Lidzie. Po wojnie stacjonował ze swym pułkiem w Mińsku Mazowieckim. Często pełnił służbę przy Komendancie w Sulejówku. W 1926 przeniesiony do 26 Pułku Ułanów Wielkopolskich w Baranowiczach. Z wojskiem rozstał się 10 marca 1927 w stopniu rotmistrza.
Od 1927 pracował w administracji państwowej. Pełnił kolejno funkcję starosty powiatu w Makowie Mazowieckim (1928–1929), Baranowiczach (1930–1931) i Wilejce (1932–1934), naczelnika wydziału w zarządzie miejskim Warszawy i ponownie starosty – tym razem w Przasnyszu (od 1936). Poświęcał się również pracy społecznej, pełniąc funkcję prezesa Związku Legionistów w Wilejce i Przasnyszu oraz Wileńskiej Federacji Polskich Związków Obrońców Ojczyzny.
Ożenił się z Hanną Sowińską, miał z nią syna Adama i córkę Jadwigę (z męża Fęglerską). We wrześniu 1939 aresztowany przez NKWD koło miejscowości Mirogoszcza Mała na Wołyniu. Przebywał w więzieniach w Dubnie i Łucku. Z obozu jeńców w Kozielsku wysłał dwa listy do rodziny – ostatni nosi datę 16 lutego 1940. Zginął w lesie katyńskim. Jego imię nosi ulica w Przasnyszu.
Minister Obrony Narodowej decyzją Nr 439/MON z dnia 5 października 2007 r. mianował go pośmiertnie do stopnia majora[1]. Awans został ogłoszony w dniu 9 listopada 2007, w Warszawie, w trakcie uroczystości "Katyń Pamiętamy – Uczcijmy Pamięć Bohaterów".


Ordery i odznaczenia:

Krzyż Niepodległości
Krzyż Walecznych – czterokrotnie
Złoty Krzyż Zasługi
Odznaka pamiątkowa 1 Kompanii Kadrowej
Odznaka pamiątkowa I Brygady Legionów "Za wierną służbę"
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 20:41, 07 Lut 2012    Temat postu:

Kazimierz Jackowski.


Major Kazimierz Jackowski, pierwszy szef radiotelegrafii w Wojsku Polskim i kierownik na Państwowych Kursach Radiotechnicznych przy ministerstwie oświaty
[link widoczny dla zalogowanych]

Kazimierz Wacław Jackowski
(ur. 4 marca 1886 w Warszawie, zm. w kwietniu 1940 w Katyniu) – polski inżynier radiotechnik, major dyplomowany łączności Wojska Polskiego.
Po studiach we Lwowie i Monachium oraz pracy w warszawskiej firmie "Progress" zajmującej się aparatami rentgenowskimi, został w 1915 roku powołany do armii rosyjskiej. W czasie I wojny światowej odbył studia w Oficerskiej Szkole Inżynierii, gdzie prowadził też zajęcia z radiotechniki, przerwane przez rewolucję październikową.
Wrócił do Polski i wstąpił do tworzącego się Wojska Polskiego. Jako specjalista pełnił funkcję szefa radiotelegrafii w Naczelnym Dowództwie. 3 maja 1922 roku został zweryfikowany w stopniu majora ze starszeństwem z 1 czerwca 1919 roku i 21. lokatą w korpusie oficerów łączności. W 1923 roku był II zastępcą kierownika Centralnych Zakładów Wojsk Łączności w Warszawie, pozostając jednocześnie oficerem nadetatowym 1 Pułku Łączności w Zegrzu. Od następnego roku pełnił służbę w Pułku Radiotelegraficznym w Warszawie. W okresie od 1 listopada 1924 roku do 15 października 1925 roku był słuchaczem Kursu Doszkolenia Wyższej Szkoły Wojennej w Warszawie. Po ukończeniu kursu i otrzymaniu dyplomu naukowego oficera Sztabu Generalnego został przydzielony do Departamentu X Przemysłu Wojennego Ministerstwa Spraw Wojskowych. W 1928 roku pełnił służbę w Biurze Ogólno-Organizacyjnym M.S.Wojsk. [1] Z dniem 30 czerwca 1929 roku został przeniesiony w stan spoczynku [2].
W roku 1929 współorganizował Stowarzyszenie Radiotechników Polskich (później członek warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Elektryków Polskich), kierował Państwowymi Kursami Radiotechnicznymi, w 1926 współorganizował I Ogólnokrajową Wystawę Radiową, współtwórca Instytutu Radiotechnicznego w Warszawie, później włączonego do Państwowego Instytutu Telekomunikacyjnego. Od 1929 założyciel i pierwszy dyrektor Muzeum Techniki i Przemysłu w Warszawie.
Zamordowany w kwietniu 1940 w Katyniu.
Ordery i odznaczenia
Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski
[link widoczny dla zalogowanych]


Otwarcie muzeum, moment przecięcia wstęgi przez prezydenta RP Ignacego Mościckiego. Widoczni także m.in.: dyrektor muzeum Kazimierz Jackowski 9na prawo od prezydenta), minister przemysłu i handlu Ferdynand Zarzycki (1. z prawej), kard. Aleksander Kakowski (1. z lewej), szef Gabinetu Wojskowego Prezydenta RP płk Jan Głogowski (2. z lewej), komisarz Rządu na m.st. Warszawę Władysław Jaroszewicz (za prezydentem Mościckim, w białym szaliku).
Data wydarzenia: 1933-12-16
[link widoczny dla zalogowanych]

WYBITNY RADIOTECHNIK

Kazimierz Jackowski zanim zajął się muzealnictwem technicznym dał się poznać jako wybitny inżynier, szczególnie zasłużony dla stworzenia podstaw i rozwoju polskiej radiotechniki.

Po studiach we Lwowie i Monachium oraz pracy zawodowej w warszawskiej firmie "Progress" zajmującej się aparatami rentgenowskimi, został w 1915 r. powołany do armii rosyjskiej. W wojennych warunkach odbył dodatkowe studia w Oficerskiej Szkole Inżynierii, pogłębiając specjalistyczną , zawodową wiedzę. Musiał zwrócić na siebie uwagę, skoro powierzono mu w tej samej Szkole prowadzenie wykładów z radiotechniki, nowej jeszcze wówczas dziedziny nauk technicznych, szybko się rozwijającej, zwłaszcza w okresie wojny. Wybuch Rewolucji Październikowej przerwał tę działalność, a Jackowski orientując się w sytuacji zdołał szczęśliwie powrócić do kraju. Wstąpił do tworzącego się Wojska Polskiego, gdzie jako specjalista pełnił funkcję szefa radiotelegrafii przy Naczelnym Dowództwie.

Pozostając w służbie wojskowej zajął się upowszechnianiem radiotechniki w kraju. W 1929 r. współorganizował Stowarzyszenie Radiotechników Polskich zajmując w tym Stowarzyszeniu czołowe funkcje, aż do funkcji prezesa. Kierował Państwowymi Kursami Radiotechnicznymi, które umożliwiały wykształcenie dobrej kadry fachowej w tej dziedzinie. Współorganizował w 1926 r. I Ogólnokrajową Wystawę Radiową, należał do współtwórców Instytutu Radiotechnicznego w Warszawie, później włączonego do Państwowego Instytutu Telekomunikacyjnego.

W dziedzinie radiotechniki Kazimierz Jackowski pozostawił swym dorobkiem trwały ślad.

Muzeum Techniki i Przemysłu w Warszawie.

Otwarcie działu teleradiotechnicznego.Podczas otwarcia, widoczni m.in.: dyrektor muzeum Kazimierz Jackowski, dyrektor departamentu technicznego Antoni Krzyczkowski.
Data wydarzenia: 1938-12-11
[link widoczny dla zalogowanych]


PIONIER MUZEALNICTWA TECHNICZNEGO

Jak wielu wybitnych inżynierów, Kazimierz Jackowski był zarazem humanistą i odczuwał wyraźną potrzebę działania na tym odcinku. Stąd jego zainteresowanie tradycjami techniki i ochroną jej zabytków, zrazu skoncentrowane na technice wojskowej. W połowie lat 20. rozpoczął tworzenie Muzeum Przemysłu Wojskowego, rychło jednak koncepcja programowa tej placówki rozszerzyła się w kierunku objęcia innych dziedzin techniki. Doprowadziło to do utworzenia w 1929 r. pod kierunkiem Jackowskiego Muzeum Techniki i Przemysłu.

Muzeum to, zlokalizowane w Warszawie, częściowo przy Krakowskim Przedmieściu, a częściowo przy ul. Tamka 1, było placówką prężną, szybko się rozwijającą. Zgodnie z koncepcją Jackowskiego miało być "ludową politechniką", a więc koncentrować swą działalność na popularyzacji dziejów polskiej techniki i przemysłu, a także ich aktualnego stanu i problemów gospodarki kraju.

Równolegle podjęta została pionierska wówczas w Polsce akcja ochrony zabytków techniki, obejmująca najpierw ich wyszukiwanie, gromadzenie dokumentacji, a następnie działania w zakresie praktycznego zabezpieczania. Te ostatnie koncentrowały się na terenie tzw. Zagłębia Staropolskiego (dziś teren woj. świętokrzyskiego), gdzie Muzeum otoczyło opieką dawną walcownię i pudlingarnię z I połowy XIX w. w Sielpi k. Końskich, tworząc tam swój terenowy oddział (placówka ta nadal istnieje jako oddział Muzeum Techniki).

Muzeum Techniki i Przemysłu, za sprawą dyrektora, potrafiło skupić wokół swej działalności liczne grono społecznych współpracowników wywodzących się ze środowisk inżynierskich, naukowych oraz przemysłowych, częstokroć zajmujących odpowiedzialne stanowiska i z autorytetem. Muzeum cieszyło się poparciem ówczesnego prezydenta Rzeczypospolitej prof. Ignacego Mościckiego.

Dyrektor Jackowski obok umiejętności wytyczania przed Muzeum Techniki i Przemysłu trafnych celów i konsekwentnego do niech dążenia, potrafił pozyskać szerokie społeczne poparcie, również dla perspektywicznego rozwoju placówki. Zasadne jest więc określenie jej jako muzeum inżyniera Jackowskiego.

Wojna zniszczyła niestety ten aktywny ośrodek kultury technicznej.

A inżyniera Jackowskiego spotkał tragiczny, polski los. Jego prochy spoczywają w Katyniu.

Jerzy Jasiuk
[link widoczny dla zalogowanych]

Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie

przemawia Kazimierz Jackowski, siedzi wiceminister Komunikacji Aleksander Bobkowski.
Data wydarzenia: 1938-04-05
[link widoczny dla zalogowanych]
Walne zgromadzenie członków Instytutu Radiotechnicznego w Warszawie

Widoczni od lewej: prof. Janusz Groszkowski, dyrektor Instytutu prof. Dymitr Sokolcow, wicedyrektor Instytutu W. Cichowicz, sekretarz Roman Rudniewski, płk. Ornbach, inż. S. Jasiński, dyrektor Kazimierz Jackowski, prof. M.Pożaryski, prof. K.Drewnowski.
Data wydarzenia: 1931-03-28
[link widoczny dla zalogowanych]


Kim był Kazimierz Jackowski.

Urodził się w rodzinie Emilii i Aleksandra Jackowskiego. Jego matka była siostrą cioteczną Bolesława Prusa, a ojciec dyrektorem drukarni poligrafii magistratu Warszawskiego. Jego bratem był rzeźbiarz Stanisław, drugi, Aleksander (zwany Olesiem) pracownikiem ministerstwa spraw zagranicznych i ojcem profesora Aleksandra Jackowskiego, historyka sztuki ludowej, antropologa kultury. Siostrami były: Maria Królowa, Emilia Kapaonowa (zwana Niusią) i Zosia, osoba ciężko chora. Żona Kazimierza Jackowskiego miała na imię Janina (zwana Ninką). Mieli dwóch synów, Zbyszka (zwanego Zbysiem) i Kazika (zwanego Żuczkiem). Żuczek w czasie niewoli ojca miał lat 14.
Ojcem chrzestnym Kazimierza Jackowskiego był Bolesław Prus. Kazimierz służył w wojsku Polskim, studiował we Lwowie i Monachium, doszedł do stopnia majora (pośmiertnie awansowany na podpułkownika). Major Jackowski organizował służby radiotelegraficzne Wojska Polskiego (pełnił funkcję szefa radiotelegrafii przy Naczelnym Dowództwie)i współpracował przy zakładaniu Polskiego Radia. Przed wojną założył i prowadził Muzeum Techniki (dawniej Muzeum Techniki i Przemysłu), które obecnie nazwane jest jego imieniem.
Kazimierz Jackowski ze swoją rodziną często przebywał w Annopolu. Siostrzeńcy i siostrzenice byli w niego zapatrzeni. Zachowały się ich dziecięce marzenia z 1923 roku: „Ja Marychna Kapaonówna chcę być typem babuni. A więc: zawsze czysta, energiczna, wesoła i dobra. Mąż mój ma być typem wujka Kazia: szatyn wojskowy (…) Ja Aleksander Kapaon mam obecnie lat 12 i pół. Jak będę dużym będę inżynierem wojskowym, typ wujka Kazia (…) Ja Jan Kapaon mam obecnie lat 11. Jak będę dużym będę księdzem wojskowym, będę mieszkał w Annopolu, Kościół będzie w lesie wujka Adzika. Miejsce będzie wprost Marysina, będę na wzór księdza Ignacego Skorupki, będę mieszkał w domu wujka Adzika i cioci Mani(…) Ja Jadwiga Kapaonówna mam obecnie lat 9 i pół będę typem cioci Mani, męża chcę mieć inżyniera wojskowego, szatyn, niebieskie oczy, typ wujka Kazia, będzie się nazywał Zbigniew.’’

Wiersz Marii Królowej
dla brata Kazimierza, 1921 r
(streszczenie)

Kochany braciszku!

Cóż mój Kaziu słychać z Tobą
Gdy jedziesz się leczyć
Masz żonę i syna -
Śmiało idź przez życie.
Tyś wojskowy, major prawie
Nadzieja narodu.
Ty tak lubisz być radosny
I o wszystkich myślisz
Rozweselić chcę Cię trochę
Bo Ci smutno przecież
Pozostawić ładną żonę
I prześliczne dziecię
Opieką ich otoczymy
Kazio miły - gdy powrócisz
Znajdziesz ich w porządku.

***
Wiersz Kazimierza
na imieniny siostry Marii
08.09.1911

Rachunek w mej głowie
A nie głupie wiersze
Nie lubię rymarzy
To me zdanie pierwsze

Ścisłość w mojej mowie
Wywody niedługie
Nie lubię blagierów
To me zdanie drugie

Posążki to rzeczy
Bez użytku wiecie
Nie cenię rzeźbiarzy
To me zdanie trzecie

Płótna malowane
Mniej niż czyste warte
Nie lubię malarzy
To me zdanie czwarte

Miasto zamiast złej tandety
Wolę puste kąty
Nie lubię partaczy
To mój wywód piąty

Kocham braci, siostry
A szczególnie Manię
Życząc jej pociechy
To me szóste zdanie.

(po. inż.woj. Kazio)


Kartka z Katynia

Najdrożsi, Rodzinko, Zbysiu i Żuczku.
Wyobraźcie sobie moją oszalałą radość z (mego ?) otrzymania, w dniu wczorajszym, pierwszych waszych dwóch pocztówek, adresowanych jeszcze do Tietkino! Przez tyle miesięcy cierpiałem bezprzykładnie. Jedynym radosnym momentem była pocztówka wigilijna drogiego, przezacnego (…). Może zaczną wkrótce dochodzić i pozostałe wasze listy, chociaż mam dane, że zaginęły. Piszcie co tydzień, listy i pocztówki na przemian, należy się liczyć, że nasza korespondencja ginie. Czekam na fotografie! Ostatnio udało mi się wysłać do Was dodatkowe listy i pocztówki, ostatnia nr 6, imieninowa, do najukochańszego Żuczka.
Jakże jestem wdzięczny Bogu, że cała moja rodzina żyje, i że Muzeum ocalało. Wielkie szczęście, że Zosieńka z najbliższymi pozostali w Annopolu. Gdzie pomaga: Oleś, Marynia, chłopcy Kapaonów itd. Wacek poza listem od rodziców również nic nie otrzymał (…)
***
PS.
Kartki nie znalazłem w archiwach rodzinnych, ale w internecie, był wystawiony parę lat temu na Allegro. Ktoś sprzedawał, ktoś kupił.
Treść, sposób i czas odnalezienia wirtualnego śladu z Katynia wywołują ciarki na plecach.
Wacek, to porucznik Wacław Osiński, krewny Kazimierza, także zginął w Katyniu.
Autor: Józef z Rzeczpospolitej Norwidowskiej
[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez lutnia dnia Śro 10:37, 08 Lut 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 17:44, 04 Kwi 2012    Temat postu:

Kpt. Wacław ZNAJDOWSKI

Kpt. Wacław ZNAJDOWSKI, lekkoatleta, hokeista (na trawie i lodzie) i tenisista. W roku 1923 zdobył srebrny medal mistrzostw Polski. W tym samym sezonie rzutem na odległość 22,15 ustanowił pierwszy oficjalny rekord Polski w rzucie młotem. Reprezentował warszawską Polonię.
Absolwent gimnazjum w Rydze oraz tamtejszej Akademii Handlowej i Politechniki Ryskiej. W okresie pobytu w Rydze aktywnie uprawiał hokej na lodzie oraz trawie i tenis. 22 lipca 1920 wstąpił jako ochotnik do armii, awansując w roku 1924 do stopnia kapitana. W okresie międzywojennym był aktywnym działaczem sportowym. Od 1924 był prezesem Warszawskiego Okręgowego Związku Lekkiej Atletyki, a w latach 1925-1929 piastował stanowiska wiceprezesa PKOl, PZLA, a także Polskiego Związku Hokeja na Lodzie. Od 1930 aż do wybuchu II wojny światowej był prezesem Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. W 1936 został wiceprezesem Polonii Warszawa. W okresie tym dwukrotnie był w kierownictwie reprezentacji Polski na igrzyska olimpijskie (Paryż 1924 oraz Sankt Moritz 1928).
W roku 1939 uczestniczył w kampanii wrześniowej. Został zmobilizowany i przydzielony do oddziału płk. Mariana Ocetkiewicza, stacjonującego w Chełmie. Walczył w bitwie pod Tomaszowem Lubelskim, a ostatecznie, w niewyjaśniony sposób, trafił do niewoli radzieckiej. Więziony w Kozielsku, został zamordowany przez NKWD w Katyniu w kwietniu 1940.
ur.1889-03-18,Ryga,
inżynier, OK I, zm. 1940, Katyń
[link widoczny dla zalogowanych]


Znajdowski Wacław
[1889-1940], inż., kpt. rez. piech.[1919], poś. mjr piech.[2007]
Ur. 18 III 1889 w Rydze, syn Wiktora i Adolfiny z Scheiczmanów. Uczęszczał do 8 klasowego gimnazjum klasycznego w Rydze, gdzie w 1907 otrzymał świadectwo dojrzałości. Pasjonował się lekkoatletyką. Z dniem 01 IX 19o7 powołany do służby w armii rosyjskiej. Służył w 177 pp w Rydze, gdzie ukończył kurs szkoły oficerskiej. Mianowany chor. piech. został przeniesiony 30 VIII 1908 do rezerwy. W latach 1908-1910 studiuje w Akademii Handlowej w Rydze. Uczęszczał także na dwuletnie specjalne kursy politechniczne na Wydziale Elektrotechnicznym. Po ukończeniu Akademii Handlowej pracuje na kolei w Rydze, a od 1911 pracuje przy budowie elektrowni. Uprawiał nadal sport. Był sportowcem wszechstronnym. Uprawiał lekkoatletykę, gimnastykę , pływanie i inne sporty. Zmobilizowany 18 VII 1914 do armii rosyjskiej i wcielony do 299 pp. Walczy na froncie na stanowisku d-cy kompanii. Uczestniczy w walkach pod Dęblinem, Solcem i Pilicą. 15 XI 1915 zachorował na tyfus brzuszny. W efekcie powikłań zdrowotnych uznany przez komisje lekarska za niezdolnego do służby frontowej. Od 20 i 1915 pełni funkcję oficera do zleceń w Stacji zbornej nr 29 dla rannych. Od XI 1915 przeniesiony do Zarządu Sanitarnego Frontu Zachodniego, gdzie oprócz funkcji oficera do zleceń dowodzi kompania sztabową. Mianowany w 1916 ppor. piech. Od 16 VI 1916 w stopniu ppor. pełni funkcje pomocnika naczelnika Stacji Zbornej dla rannych w Mołodecznie. Od 20 IV 191 pełni także funkcję adiutanta kmdta Głównego Zaopatrywania Armii Frontu Zachodniego w Mińsku i jednocześnie oficerem łącznikowym przy misji amerykańskiego Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej. Założył w Mińsku polski klub żołnierski, gdzie prowadził prace kulturalno-oświatową. Od III 1917 był wiceprezesem Związku Wojskowego Polaków Frontu Zachodniego armii rosyjskiej. 21 IX 1917 mianowany por. Od 18 II 1918 pełni funkcję oficera do zleceń i tłumacza w przedstawicielstwie I KP w Mińsku. Po rozwiązaniu I KP w VI 1918 powrócił do kraju i założył Spółkę Handlowo-Rolniczą i został członkiem zarządu. 22 VII 1920 wobec zgorzenia kraju przez najazd bolszewicki wstępuje ochotniczo do wojska. Zweryfikowany w stopniu por. otrzymał przydział Referatu Wydziału Ewidencyjnego Oddziału II Naczelnego Dowództwa. Z dniem 21 X 1921 przeniesiony do rezerwy. Zweryfikowany 8 II 1922 w stopniu kpt. piech. z starszeństwem od 1 VI 1919 z przydziałem do 21 pp w Warszawie. Ewidencyjnie podlegał PKU Warszawa M III. Z dniem 21 III 1933 przeniesiony do Oficerskiej Kadry Okresowej nr I Warszawa w grupie oficerów rezerwy piechoty. Po przejściu do rezerwy pracuje od 1921 na stanowisku dyrektora m. in. Spółki Drzewnej „Trasz” w Warszawie. Powraca tez do działalności sportowej . Był zawodnikiem sekcji lekkoatletycznej warszawskiej „Poloni”. W 1923 uzyskał tytuł wicemistrza Polski w rzucie młotem. W latach 1923-1925 był założycielem i wiceprezesem Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Był kierownikiem ekipy polskiej na Igrzyska Olimpijskie w Paryżu w 1924 oraz Igrzyska Zimowe w St. Mortiz w 1928. w latach 1925-1928 prezes Polskiego Związku Hokeja na Lodzie,. Od 1930 – 1939 prezes Polskiego Związku Lekkoatletyki. Od 1936 był także wiceprezesem warszawskiej „Polonii”. We IX 1939 zgłasza się ochotniczo do służby wojskowej. Bierze udział na stanowisku d-cy 9 kompanii w Batalionie Obrony Narodowej „Chełm Lubelski” w składzie Grupy płk-a M. Ocetkiewicza. Walczył na Lubelszczyźnie m. in. 23 IX 1939 pod Tomaszowem Lub. Po rozproszeniu grupy w nieznanych okolicznościach dostaje się do niewoli sowieckiej. Więziony w obozie w Kozielsku. Wywieziony 16 IV 1949 transportem do Lasu Katyńskiego, gdzie został zamordowany przez funkcj. NKWD.
Żonaty z Katarzyną Sehnbergów
Decyzją MON z 5 X 2007 pośmiertnie mianowany majorem piech.
Roczniki oficerskie 1923,1924; Rocznik oficerski rezerw 1934; Katyń. Księga cmentarna. W-wa 2000; Biogram oprac. przez Jana Kińskiego. /w:/. WPH nr 4. Warszawa 1992.
[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez lutnia dnia Czw 15:27, 05 Kwi 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 23:52, 14 Lut 2013    Temat postu:


Henryk Erlich, lider socjalistów polskich zamordowany przez Sowietów.
[link widoczny dla zalogowanych]

Zabójstwo Altera i Erlicha

Jedną z ostatnich w najnowszych dziejach Polski białych plam ciągle czekających na pełne wyjaśnienie jest sprawa zamordowania w 1941 roku w Związku Radzieckim dwóch wybitnych przywódców Żydów polskich: Wiktora Altera i Henryka Erlicha. Morderstwo to, obok tajemnicy zaginionych polskich oficerów w Rosji, było wydarzeniem, które silnie bulwersowało ówczesną opinię społeczną. Mimo światowego rozgłosu, jakiego ta zbrodnia wtedy nabrała, dziś niewiele można o niej znaleźć w opracowaniach historycznych, bowiem cenzura polityczna PRL skutecznie blokowała wszelkie publikacje na ten temat. Sprawa stała się tabu na prawie pół wieku, ponieważ dotyczyła ciemnych kart stosunków polsko-radzieckich, uwikłanych dodatkowo w ciągle modulowaną ideologicznie problematykę żydowską.

Alter i Erlich byli w Polsce okresu międzywojennego znanymi działaczami żydowskiej socjalistycznej partii robotniczej Bund i z jej ramienia przez wiele kadencji pełnili funkcje radnych miasta Warszawy. Starszym był Henryk Erlich (Hersz Wolf), który urodził się 25 sierpnia 1882 roku w Lublinie, gdzie jego ojciec był młynarzem. Po zdaniu z wyróżnieniem matury w Lublinie studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie za działalność polityczną skreślono go z listy studentów. Po krótkim pobycie w Berlinie kontynuował studia prawnicze na uniwersytecie w Petersburgu, które ukończył w 1908 roku. Już w 1903 roku wstąpił do Bundu, stając się jego aktywnym działaczem. Dziesięć lat później, już jako członek Komitetu Centralnego Bundu, został aresztowany i osadzony w moskiewskim więzieniu Butryrki. W latach I wojny światowej wydawał tygodnik „Jewriejskie Wiesti” i związał się z grupą tak zwanych „rewolucyjnych obrońców”, którzy uważali, że dla skutecznej obrony Rosji przed Niemcami w toczącej się wojnie należy obalić reżim carski. Był więc aktywnym uczestnikiem rewolucji październikowej. W 1918 roku wrócił do Polski i zamieszkał w Warszawie, gdzie obok pracy politycznej prowadził biuro adwokackie. Od 1920 roku do wybuchu II wojny światowej był członkiem, a przez pewien okres przewodniczącym, Centralnego Komitetu Bundu. W kierownictwie partyjnym stał na czele tak zwanej jedynki, będącej frakcją antykominternowską. Należał do czołowych publicystów prasy bundowskiej, na łamach której polemizował z działaczami PPS, krytykując ich antykomunizm i reformizm. Z ramienia Bundu uczestniczył w Kongresach PPS, a jako adwokat wielokrotnie występował jako obrońca w procesach komunistów. CDN
Andrzej Toczewski
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 0:02, 15 Lut 2013    Temat postu:


Wiktor Alter (jid. וויקטאר אלטער; ur. 7 lutego 1890 w Mławie, zm. 17 lutego 1943 w ZSRR) – żydowski działacz socjalistyczny związany z organizacją Bund, publicysta
[link widoczny dla zalogowanych]

Wiktor Alter,
używający również pseudonimu Lorman, urodził się 7 lutego 1890 roku w Mławie w rodzinie kupieckiej. Po przeniesieniu się rodziny do Warszawy uczęszczał do gimnazjum W. Górskiego, skąd za udział w strajku szkolnym został wydalony. W okresie tym stał się konspiracyjnym działaczem Bundu. W latach 1906–1911 studiował w Belgii, na uniwersytecie w Gandawie, gdzie uzyskał dyplom inżyniera mechanika. Po powrocie do Warszawy w 1912 roku zaangażował się w działalność polityczną w szeregach Bundu, za co został uwięziony i zesłany na Syberię, skąd wkrótce zbiegł na zachód Europy. Do wybuchu I wojny światowej przebywał w Belgii, a następnie w Anglii, gdzie związał się z Labour Party. Na wieść o wybuchu rewolucji lutowej w 1917 roku udał się do Rosji, gdzie zaangażował się aktywnie w pracę polityczną na terenie Ukrainy. W lipcu 1918 roku wziął udział w Konferencji Delegatów Robotniczych wybranych na bezpartyjnych zebraniach, za co został aresztowany. Po zwolnieniu przyjechał do Warszawy, by kontynuować działalność w Bundzie, z ramienia którego został członkiem komitetu wykonawczego Drugiej Międzynarodówki. W 1935 roku opracował rezolucję w sprawie jedności organicznej obu Międzynarodówek i utworzenia w każdym kraju tylko jednej partii robotniczej. W tej sprawie prowadził rokowania z Komunistyczną Partią Polski, które zakończyły się niepowodzeniem.Należał do grona głównych teoretyków i przywódców Bundu oraz był jednym z najbardziej aktywnych działaczy socjalistycznych w Polsce okresu międzywojennego. Pełnił szereg funkcji społecznych w organizacjach żydowskich, robotniczych i spółdzielczych. W 1937 roku udał się do ogarniętej wojną domową Hiszpanii z misją solidarności z Republiką. Znany był jako doskonały mówca, publicysta i autor licznych broszur politycznych. Współpracował z wieloma czasopismami a w latach 1935–1938 był wydawcą i redaktorem naczelnym „Myśli Socjalistycznej”.

We wrześniu 1939 roku Alter i Erlich uciekli z Warszawy na wschód przed wkroczeniem wojsk niemieckich i trafili pod okupację radziecką. W dniu 26 września w Kowlu NKWD aresztowało Altera, a 4 października w Brześciu nad Bugiem Erlicha. Po osadzeniu ich w więzieniu „śledztwo” prowadzone przeciwko nim trwało 22 miesiące. Na podstawie bezzasadnych oskarżeń zostali w lipcu 1941 roku skazani na karę śmierci, którą jednak ostatecznie zamieniono na dziesięć lat obozu pracy.

Po zawarciu w lipcu 1941 roku paktu Sikorski-Majski, w wyniku którego nastąpiło porozumienie polsko-radzieckie o pomocy w wojnie przeciwko hitlerowskim Niemcom, na skutek związanej z tym „amnestii” Erlicha zwolniono z obozu 12 września, Altera natomiast w październiku. Jeszcze podczas pobytu w obozie opracowali założenia powołania Międzynarodowego Żydowskiego Komitetu Antyfaszystowskiego, na czele którego miał stanąć Erlich, natomiast Alter miał objąć stanowisko sekretarza generalnego. Propozycja uzyskała akceptację radzieckich władz, które przydzieliły im nawet personel biurowy, to znaczny – jak napisał prof. Janusz Zawodny – „obstawiono ich ze wszystkich stron prowokatorami”.CDN

Andrzej Toczewski
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 0:17, 15 Lut 2013    Temat postu:


Byli więźniowie łagrów zgłaszający się do służby wojskowej w Armii Polskiej w ZSRR – 1941
[link widoczny dla zalogowanych](1941-1942)

Po uzyskaniu wolności Alter i Erlich przybyli do Kujbyszewa, gdzie organizowała placówkę polska ambasada. Podjęli tam bliską współpracę z ambasadorem Stanisławem Kotem, czego wyrazem było powołanie Altera na wysłannika ze specjalną misją do Swierdłowska. Częste przebywanie w ambasadzie szefów Bundu prowokowało wśród antagonistów profesora Kota intrygi i pomówienia, jakoby Alter i Erlich „rządzili ambasadą”. Opinie takie, jak napisał Stanisław Kot, „… niestety szerzyli w Wojsku Polskim oficerowie, niewątpliwie nastawieni przez łączników NKWD, gdy przygotowywano mord tych wybitnych osobistości. Byłem pełen uznania dla rozumu i taktu Erlicha, odwagi i zdolności Altera, pomagali mi w oddziaływaniu na Żydów polskich, służyli radą w niejednej trudnej sprawie, np. ułatwili mi zahamowanie wspólnej inicjatywy żabotyńczyków i antysemitów wydzielenia z wojska oddziałów żydowskich, co byłoby pierwszym krokiem do odcięcia ich od Wojska Polskiego a wcielenia do Armii Czerwonej i czego pierwszą próbę (w Kołtubiance) ogół żydowski przyjął z wzburzeniem. Z specjalnie urządzonej w Ambasadzie konferencji z działaczami żydowskimi wyszedł gen. Anders z decyzją unicestwienia tego eksperymentu…”.

W momencie tworzenia armii przez generała Władysława Andersa wspomniani przez Kota przedstawiciele skrajnych nacjonalistycznych ruchów żydowskich znani syjoniści, inżynier Szeskin z Wilna i adwokat Marek Kalin, żabotyńczycy pod przywództwem Włodzimierza Żabotyńskiego, wystąpili z projektem tworzenia odrębnych oddziałów żydowskich z oficerami polskimi, które mogłyby być przemieszczone do Palestyny.

Generał Anders, który odrzucił ten projekt, napisał we wspomnieniach: „Miałem poważne kłopoty, gdy na początku zaczęły napływać w dużych ilościach mniejszości narodowe, a przede wszystkim Żydzi. […] pewna część Żydów radośnie witała wojska sowieckie wkraczające do Polski w 1939 roku. Na tym tle pozostał u rdzennych Polaków uraz, który musiałem przezwyciężyć. Z drugiej strony szereg działaczy żydowskich chciało zaakcentowania odrębności żydowskiej. W tej sprawie zwracali się do mnie dwaj wybitni przedstawiciele Żydów z Polski, Alter i Erlich.Po wielu rozmowach przyznali mi, że projekt ich jest nierealny, gdyż musiałbym stworzyć także oddzielne oddziały ukraińskie czy białoruskie. Stałem na stanowisku, że skoro tworzymy dalszy ciąg armii polskiej, wszyscy obywatele bez różnicy wyznania i narodowości mogą się w niej pomieścić. Ostatecznie zgodzili się z moim stanowiskiem…”.

Kot prostuje, iż Anders błędnie przedstawia fakt, jakoby Erlich i Alter dążyli na początku do wyodrębnienia Żydów z Wojska Polskiego i że dopiero jemu dali się przekonać do tworzenia wspólnych oddziałów, bowiem od początku byli przeciwni projektowi rewizjonistów. CDN
Andrzej Toczewski
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 0:29, 15 Lut 2013    Temat postu:


Przegląd oddziałów w Buzułuku 1942
[link widoczny dla zalogowanych](1941-1942)

Zgodnie z rozkazem Andersa każdy Żyd, który we wrześniu 1939 roku służył w armii albo przeszedł przeszkolenie wojskowe, mógł być wcielony do Wojska Polskiego. Natomiast z szeregów ochotników mogli być przyjęci tylko kwalifikujący się do służby z odpowiednią kategorią zdrowia. Jednocześnie generał zakazał wszelkiej agitacji antysemickiej w wojsku.

Stanowisko to satysfakcjonowało działaczy Bundu, którzy 31 października 1941 roku w piśmie do ambasady polskiej w Kujbyszewie, podpisanym przez Altera i Erlicha, napisali: „Podzielamy całkowicie stanowisko zasadniczo sformułowane przez gen. Andersa, a streszczające się w opinii, iż armia polska winna być tworzona jako jednolita organizacja na podstawie równego traktowania wszystkich obywateli polskich, bez różnicy narodowości lub wyznania, oraz że naczelnym zadaniem armii jest orężna walka o wolną, demokratyczną Polskę, wspólną ojczyznę wszystkich jej obywateli. Z zadowoleniem usłyszeliśmy oświadczenie gen. Andersa, że wydał stanowcze zarządzenie o tępieniu na terenie armii polskiej w ZSSR wszystkich podżegań do waśni narodowościowych, a więc i wszelkich objawów antysemityzmu, oraz że zamierza z całą energią przestrzegać wykonania odnośnych zarządzeń”.

W następstwie akceptacji polityki Rządu RP w sprawie tworzenia Wojska Polskiego oraz stanowiska Andersa Alter i Erlich wydali wspólnie odezwę wzywającą liczne rzesze Żydów polskich, którzy jako uchodźcy znaleźli się na terenie Rosji, do wstępowania w szeregi polskich oddziałów. „Dziś, gdy na ziemiach ZSRR – głosiła odezwa – tworzy się nowa Armia dla dalszej walki z Hitlerem, zwracamy się do wszystkich Żydów, obywateli polskich, zdolnych do noszenia broni […] z wezwaniem: Do broni! Stańcie w szeregach żołnierzy, którzy krwią własną raz jeszcze okupić mają prawo Polski do wolnego życia, którzy wespół z armiami państw sprzymierzonych uwolnić chcą Polskę i świat cały od zmory brunatnej niewoli. Ci zaś spośród Was, co niezdolni są do noszenia broni, niechaj nie szczędzą trudu, by ulżyć Armii w spełnianiu jej zadań, by przyspieszyć zwycięstwo. Udział w obecnej wojnie o wolność to i obowiązek i zaszczytne prawo. W imieniu żydowskich mas pracujących i inteligencji żydowskiej, które darzą nas zaufaniem, deklarujemy gotowość spełnienia obowiązku i domagamy się możności korzystania z tego prawa ...”.

Troska o losy formowanego Wojska Polskiego była powodem podróży generała Władysława Sikorskiego do ZSRR na początku grudnia 1941 roku. W okresie tym nastąpiło usztywnienie stanowiska Stalina w kwestii polskiej, zwłaszcza przebiegu granicy polsko-radzieckiej. Zaostrzenie kursu polityki Kremla nie stwarzało dobrego klimatu podczas wizyty premiera Rządu RP, który odbył ze Stalinem dwa spotkania w dniach 3 i 4 grudnia. Przebieg i skutki tych rozmów są znane.

Podczas spotkań Stalina z Sikorskim doszło do bulwersującego wydarzenia w Kujbyszewie. Było nim zaginięcie Altera i Erlicha. Ustalono, że feralnego wieczoru poszli razem na kolację do restauracji dla personelu dyplomatycznego, do której posiadali karty wstępu, ale do niej nie dotarli. Po kilku dniach bezskutecznych poszukiwań, miejscowe NKWD przyznało się do ich aresztowania.W związku z zaistniałą sytuacją ambasada polska wystosowała pisemną interwencję, na którą nadeszła odpowiedź, iż aresztowani „działali na rzecz Niemiec”. Na kolejną polską notę z 9 grudnia, stwierdzającą, że aresztowani byli pracownikami Biura Opieki Społecznej, nadeszła odpowiedź, zawierająca w konkluzji stwierdzenie, iż rząd radziecki „nie widzi podstaw do zmiany swego stanowiska”. Dalsze zabiegi Kota o ich zwolnienie zakończyły się niepowodzeniem, bowiem 28 stycznia 1942 roku Komisariat Ludowy zwrócił ambasadzie paszporty Altera i Erlicha z oświadczeniem, że są obywatelami ZSRR, więc „dalsze zapytania w ich sprawie przez polskiego ambasadora nie powinny mieć miejsca”.

Aresztowanie przez NKWD czołowych działaczy Bundu poruszyło opinię całego ówczesnego wolnego świata. Prośby o ich zwolnienie nadsyłali do Stalina działacze związkowi, politycy, znane osobistości, wśród nich pani Eleanor Roosevelt i Albert Einstein. Okazały się nieskuteczne, Stalin bowiem nie odpowiedział na żadną.
Andrzej Toczewski
Więcej na:
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 22:48, 15 Lut 2013    Temat postu:


Zjazd Związku Żydów Uczestników Walk o Niepodległość Polski (czerwiec 1933 r.). Apel poległych przed Wielką Synagogą przy placu Tłomackie 7. Przemawia szef Głównego Urzędu Duszpasterskiego Mojżeszowego rabin Baruch Steinberg.
[link widoczny dla zalogowanych]

Baruch Steinberg

Baruch Steinberg[1] (ur. 17 grudnia 1897 w Przemyślanach, zamordowany 12 kwietnia 1940 w Katyniu) – starszy rabin II klasy Wojska Polskiego, pełniący obowiązki naczelnego rabina WP[2].

Członek Polskiej Organizacji Wojskowej. Już jako rabin wziął udział w obronie Lwowa w 1919 r, razem z ponad 400 innymi członkami POW.

W 1928 został kapelanem służby stałej Wojska Polskiego jako rabin Okręgu Korpusu Nr I, III i V. W 1933 objął obowiązki szefa Głównego Urzędu Duszpasterskiego Mojżeszowego, a w latach 1935-1939 – szefa Głównego Wojskowego Urzędu Duszpasterskiego Mojżeszowego Biura Wyznań Niekatolickich Ministerstwa Spraw Wojskowych.

1 września 1939, w chwili agresji Niemiec na Polskę, był jednym z siedmiu zawodowych rabinów wojskowych, został też szefem Duszpasterstwa Wyznań Niekatolickich dla Armii „Kraków”. Po najeździe sowieckim na Polskę 17 września 1939, wzięty do niewoli sowieckiej, przebywał w obozie w Starobielsku, skąd wywieziono go 24 grudnia 1939 w ramach akcji NKWD aresztowania duchownych-kapelanów wszystkich wyznań w wigilię Bożego Narodzenia 1939 do więzienia na Butyrkach w Moskwie, skąd w marcu 1940 powrócił do obozu, by następnie trafić do Juchnowa, a następnie do Kozielska. 12 kwietnia 1940 został wywieziony do Katynia i zamordowany[3].

Istnieją świadectwa, mówiące o niezwykłej solidarności ponad podziałami religijnymi wśród uwięzionych oficerów. Bronisław Młynarski pisze: Jak wielką i potężną była potrzeba wspólnej modlitwy dowodzi, iż jeńcy wyznania mojżeszowego, protestanckiego, prawosławnego – masowo uczestniczyli w nabożeństwach katolickich (...). Innym razem szliśmy w piątkowe wieczory pod przyzbę mizernej szopy (...), gdzie setki Żydów wznosiło gorące modły po hebrajsku, pod przewodnictwem kapelana dra Steinberga[4].

Minister Obrony Narodowej decyzją Nr 439/MON z dnia 5 października 2007 r. mianował go pośmiertnie do stopnia podpułkownika[5]. Awans został ogłoszony w dniu 9 listopada 2007 r., w Warszawie, w trakcie uroczystości „Katyń Pamiętamy – Uczcijmy Pamięć Bohaterów”.

Awanse:

rabin – ze starszeństwem z 1 grudnia 1928
starszy rabin II klasy – 4 lutego 1934 ze starszeństwem z 1 stycznia 1934 i 1. lokatą w duchowieństwie wojskowym wyznania mojżeszowego
podpułkownik – pośmiertnie 5 października 2007
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 23:54, 15 Lut 2013    Temat postu:


Przysięga rekrutów w Poznaniu (17 grudnia 1932 r.). Moment przysięgi składanej przez rekrutów wyznania mojżeszowego na dziedzińcu koszarowym. Przysięgę odbiera rabin Sonnaben.
[link widoczny dla zalogowanych]

Szacuje się, iż około 5% z 20 tysięcy ofiar radzieckich obozów stanowili Żydzi. W większości byli to młodzi lekarze, lekarze weterynarii, farmaceuci. Nie brak było prawników, inżynierów oraz oficerów liniowych. Służyli oni przeważnie w stopniach podporucznika i porucznika, chociaż nie brakowało też kapitanów, majorów (starsi lekarze) i podpułkowników. Należy przyjąć, że około 450 oficerów i podoficerów oraz podchorążych z Listy Katyńskiej – to Żydzi.
[link widoczny dla zalogowanych]

Wydawało mi się że cynizm, bezczelne chamstwo, pogarda do Polaków i Żydów Obrońców Rzeczypospolitej mają swoje granice, nawet dla takich łotrów jak autorzy tej prowokacji!

''Żydokomuna''
Jan Tomasz Gross* 27.11.2012 , aktualizacja: 30.11.2012 17:54
[link widoczny dla zalogowanych]

Napis nad zdjęciem Wielkiego Polaka - polskiego Żyda rabina Barucha Steinberga jest jednym z najnikczemniejszych zabiegów socjotechnicznych jakie widziałem w życiu. Redakcja "Gazety Wyborczej" ma na pewno stosowne w tym przypadku zdjęcia Jakuba Bermana, gen. Mojżesza Bobrowickiego vel Mieczysław Mietkowski, gen. Natana Grunspan-Kikiel vel Roman Romkowski, Józefa Różańskiego, Anatola Fejgina, Hilarego Minca, Stefana Szechtera-Michnika etc. etc. oprawców w służbie NKWD mordujących właśnie Polaków i Żydów- polskich patriotów jak rabin Baruch Steinberg, Wiktor Alter, Henryk Erlich, jak rotmistrz Witold Pilecki, generał August Emil Fieldorf i ponad 6 milionów obywateli RZECZPOSPOLITEJ, mordując wspólnie i w bandyckiej zmowie z Niemcami Adolfa Hitlera ............
W zmowie z arcyzbrodniarzem Józefem Stalinem rezygnują z reparacji wojennych i zadośćuczynienia za męczeńską śmierć i Zagładę 6 milionów obywateli Rzeczpospolitej oraz zniszczonej i wyrabowanej w niewyobrażalnym rozmiarze infrastruktury, gospodarki oraz mienia osobistego tych, którzy wyszli z piekła rozpętanej przez nich wojny.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 13:30, 20 Lut 2013    Temat postu:

Moi przyjaciele pytają dlaczego na wątkach katyńskich nie skomentowałem tej wiadomości:

Rząd USA opublikuje tajne dokumenty. Mogą potwierdzić, że Roosevelt był kłamcą katyńskim

Wielki sukces polskiego lobby w USA. Deputowana Izby Reprezentantów Marcy Kaptur, Kongres Polonii Amerykańskiej i polscy dyplomaci doprowadzili do odtajnienia i opublikowania amerykańskich dokumentów dotyczących zbrodni katyńskiej. To tysiące stron pochodzące z archiwów Departamentu Stanu, armii, wywiadu oraz papierów prezydentów Roosevelta, Trumana i Eisenhowera.
.........................
Brytyjska tajemnica

Czy to możliwe, że Anglosasi wcześniej wiedzieli o Katyniu (do zbrodni doszło wiosną 1940 r.), ale nie powiedzieli nic o tym Polakom? - To rzeczywiście byłaby olbrzymia sensacja. Brytyjskie służby mogły się dowiedzieć o masakrze z niemieckich przecieków. Niemcy przecież już w 1941 roku znaleźli groby katyńskie. Wówczas jednak nie zdecydowali się jeszcze na ujawnienie sprawy - powiedział prof. Materski.

I podkreślił, że wspomniany Marian Wojciechowski opowiadał niegdyś, jak wybrał się do pubu z szefem brytyjskich archiwów. W przypływie szczerości powiedział mu on, że londyńskie dokumenty dotyczące zbrodni katyńskiej na pewno nie zostaną ujawnione do końca XXI wieku.

Brytyjczyk stwierdził, że władze w Londynie będą konsekwentnie przedłużać okres utajnienia papierów. Jakie kryją tajemnice, nie chciał jednak ujawnić.
Więcej na:
[link widoczny dla zalogowanych]

Nie poraża mnie ta wiadomość, gdyż wiarygodnie dla mnie brzmi relacja premiera Jeona Kozłowskiego:

Rząd Leona Kozłowskiego po zaprzysiężeniu 15 maja 1934. Premier siedzi drugi od lewej.

W kwietniu 1943 Niemcy poinformowali o odkryciu masowych grobów polskich oficerów zamordowanych przez NKWD w Katyniu. Władze niemieckie intensywnie wykorzystywały to wydarzenie w celach propagandowych, licząc na rozpad koalicji alianckiej. Doprowadziło to do zerwania stosunków dyplomatycznych pomiędzy ZSRR i rządem londyńskim. Niemcy zorganizowali wyjazdy na miejsce zbrodni kilku delegacji, w skład których wchodzili Polacy (żołnierze z oflagów, członkowie polskich organizacji dobroczynnych i PCK oraz dziennikarze prasy gadzinowej), jak również jeńcy wojenni brytyjscy i amerykańscy. W składzie jednej z nich znalazł się również Leon Kozłowski. Przebywał w Katyniu w maju 1943[4]. W 2005 w Polsce opublikowano treść ustnej relacji pochodzącej od przyjaciela Leona Kozłowskiego, profesora geologii Józefa Zwierzyckiego; z relacji tej wynika, że w czasie swojego pobytu w Katyniu Leon Kozłowski miał się dowiedzieć od miejscowej ludności rosyjskiej, że w kwietniu 1940, w chwili dokonywania przez NKWD mordu na polskich jeńcach, w Katyniu przebywali również oficerowie niemieccy[15].
[link widoczny dla zalogowanych]

Zgadzam się z tym co pisze dr Witold Wasilewski w ocenie artykułu Władimira Szwejcera w rosyjskim czasopismie "Sowriemiennaja Jewropa" ("Współczesna Europa") nr 1 (45) 2011 "On znał o Katyni poczti wsio" ("On wiedział o Katyniu prawie wszystko") o rozmowie z generałem NKWD/NKGB Leonidem Fiedorowiczem Rajchmanem :
[link widoczny dla zalogowanych]
Uważam że Niemcy w czasie mordów w Katyniu byli i to od szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy Reinharda Heydricha, w ramach koordynacji działań i wymiany doświadczeń a nie słów relacji Rajchmana, opartej na informacjach uzyskanych od Ławrientija Berii, jakoby zbrodnia katyńska miała zostać nakazana przez Stalina dlatego, że Niemcy zażądali od Stalina wydania przetrzymywanych w sovieckiech łagrach oficerów Wojska Polskiego, co zostało przez nich umotywowane zagrożeniem stwarzanym przez nich dla III Rzeszy. Jestem pewien że Heydrich po zatrzymaniu Niemców pod Moskwą, uzyskał zgodę Hitlera na przekazanie Anglikom tej informacji, być może przy pomocy hrabiego Folke Bernadotte? Operacją miał się zająć Walter Schellenberg, ulubieniec szefa RSHA. Heydrich nie miał pojęcia że Schellenberg jest totumfackim Heinricha Himmlera, który na pewno o tym fakcie uprzedził Anglików. Uważam że to był główny powód likwidacji Reinharda Heydricha w Pradze a nie sprawa Canarisa, o czym zresztą Wołoszański zrobił film:

Sensacje XX wieku - Sprawa admirała Canarisa cz. 1 1/3
http://www.youtube.com/watch?v=Ks6XJmSkVWk&list=PLE90633095FBACD50
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 10:59, 04 Lis 2013    Temat postu:

Возвращение "Смоленского архива"

13 декабря 2002 года в Министерстве культуры Российской Федерации состоялась пресс-конференция, посвященная возвращению в Россию "Смоленского архива", захваченного немецко-фашистскими войсками в 1941 г. В пресс-конференции приняли участие Министр культуры Российской Федерации М.Е.Швыдкой, Руководитель Федеральной архивной службы России В.П.Козлов, Посол США в России Александр Вершбоу, Председатель "PRA&A" Рональд Лаудер и другие официальные лица.

В ходе пресс-конференции Александр Вершбоу символически вручил папку с документы "Смоленского архива" Владимиру Петровичу Козлову. Эта акция является важным шагом в укреплении отношений между Россией и США и свидетельствует о позитивных контактах между российскими и американскими государственными структурами и общественностью обеих стран.

Прибытие остальных документов в Россию ожидается в декабре 2002 г. Затем они будут направлены в Смоленск, где их с нетерпением ждут. Архивная служба проведет презентацию этого волнующего для всех архивистов события в январе 2003 года.

Краткая история так называемого "Смоленского архива".

В июне 1941 г. немецко-фашистские войска стремительно продвигались на восток. Смоленский партийный архив начал в конце июня подготовку к эвакуации документов. Когда фронт вплотную подошел к границам Смоленской области, "Областной комитет по эвакуации населения, скота и имущества" дал 8 июля указание о вывозе фондов партийного архива на восток области - в г. Юхнов (ныне Калужская область). Но Юхнова достигли только 6 грузовых автомашин с документами персонального учета членов партии. Вскоре по распоряжению Управления делами ЦК ВКП (б) эти документы были перевезены в Казахстан, в г. Уральск, и вернулись в Смоленск только в декабре 1944 г.

Часть документов партархива, остававшихся в Смоленске, в частности, отдельные протоколы заседаний бюро обкома партии, документы аппарата (отделов) обкома, протоколы заседаний бюро райкомов и горкомов ВКП (б) Смоленской области, присланные в обком в качестве информации о деятельности местных партийных органов, была сожжена сотрудниками архива в июле 1941 г., перед захватом города немцами.

Основной же комплекс документов Смоленского партархива оказался в руках противника. Его изучением и описанием занимались сотрудники штаба специального округа под командованием Альфреда Розенберга.
Вместе с книгами всех смоленских библиотек оставшиеся в городе архивные документы были свезены в здание Смоленского собора, а затем вывезены в Польшу.

Из захваченной ими части 541 дело было отделено от общей массы документов, вероятно, для использования в антибольшевистской, антисоветской пропаганде нацистскими идеологическими структурами.

По хронологии дела распределялись следующим образом: 1917-1920 гг. - 24 дела; 1921-1924 - 49 дела; 1925-1928 - 124 дела; 1929-1932 гг. - 122 дела; 1933-1936 гг. - 156 дел; 1937-1941 - 50 дел, разные годы - 16 дел. Как и эти отобранные дела, все остальные документы партархива были вывезены на запад. Судьба этих двух неравных частей архива оказалась очень разной. В феврале 1945 г. на станции Pszczyna (Пщина), более чем в 100 км к западу от Кракова, частями 4 Украинского фронта были отбиты у противника вагоны с архивными документами. Среди них были и документы Смоленского партархива. В апреле документы, заполнившие 3,5 железнодорожных вагона, вернулись в Смоленск.

А отобранный немцами массив из 541 дела оказался значительно западнее ( в Баварии) и после разгрома гитлеровской Германии попал в руки командования американских войск. С 1947 г. до настоящего времени эти дела находились в Национальном архиве США в Вашингтоне.

В 1958 году документы начали публиковать, на их основе издавали книги о репрессиях. Руководство КПСС заявило, что это фальшивка. Но уже тогда было понятно, что это не так.

В 1991 году впервые на государственном уровне Россия заявила о возвращении документов. В декабре 2001 г. между Минкультуры России и американской исследовательской организацией "the Research Proect on Art & Archives, Inc." было достигнуто соглашение о взаимном сотрудничестве в розыске культурных ценностей, вывезенных нацистами и их союзниками в годы Второй мировой войны из российских музеев, библиотек, и архивов, а также произведений искусства, которые принадлежали участникам сопротивления, жертвам Холокоста, лицам, пострадавшим в связи с расовой, религиозной или национальной принадлежностью.

В результате общих усилий Минкультуры России и "RPA&A" удалось завершить трагическую страницу в истории "Смоленского архива" и вернуть его в Россию.
[link widoczny dla zalogowanych]

Co takiego kryły "Smoleńskie archiwa" że były tak ważne dla wodzów III Rzeszy, Amerykanów i Brytyjczyków?
Dlaczego przez ponad pół wieku wodzowie Sovdepii twierdzili że to fałszywki i żadne archiwum nie wpadło w ręce Niemców?
Dlaczego Niemcy tak bardzo chcieli dorwać te zasoby i dlatego zorganizowali specjalną jednostkę wojskową celem przejęcia tego archiwum?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 11:43, 04 Lis 2013    Temat postu:

Sonderkommando 7c

Sonderkommando 7c – niemiecki specjalny oddział zbrojny SS na froncie wschodnim podczas II wojny światowej.
Oddział został sformowany na przełomie czerwca/lipca 1941 r. pod nazwą Vorkommando Moskau.
Na jego czele stanął szef Wydziału VII RSHA SS-Standartenführer Alfred Franz Six.
Kolejnymi dowódcami byli: od końca sierpnia tego roku SS-Obersturmbannführer Woldemar Klingelhöfer, od pocz. października SS-Obersturmbannführer Erich Körting, zaś w grudniu SS-Standartenführer Friedrich Buchardt.
Oddział działał na froncie wschodnim za oddziałami 4 Armii Pancernej. Jego szlak bojowy wiódł przez Smoleńsk,
Rosławl, Juchnow, Medyń i Małojarosławiec. Brał udział w likwidowaniu Żydów i miejscowej ludności. Głównym zadaniem oddziału było jednak wejście do Moskwy wraz z przednimi oddziałami niemieckimi, w momencie zdobywania miasta, a następnie opanowanie i zabezpieczenie najważniejszych obiektów. Członkowie oddziału mieli przejąć m.in. archiwa Wszechzwiązkowej Partii Komunistycznej (bolszewików) i Kominternu. Ponadto mieli prowadzić aresztowania czołowych wojskowych i przywódców komunistycznych na podstawie sporządzonych jeszcze przed atakiem na ZSRR list likwidacyjnych. W skład oddziału wchodziła też pewna ilość „wschodnich” kolaborantów. Po odrzuceniu Niemców spod Moskwy pod koniec 1941 r. w wyniku kontrofensywy Armii Czerwonej, Vorkommando Moskau powróciło w styczniu 1942 r. do okupowanego Rosławla, gdzie przeszło reorganizację i przemianowano je na Sonderkommando 7c. Dowodzenie objął SS-Sturmbannführer Wilhelm Bock. Jej zadania zrównano z zadaniami pozostałych sonderkommand SS. Oddział zajmował się m.in. selekcjonowaniem sowieckich jeńców wojennych w rejonie Smoleńska. Od pocz. czerwca 1942 r. oddziałem dowodził SS-Obersturmführer Ernst Schmücker, od końca sierpnia tego roku SS-Hauptsturmführer Wilhelm Blühm. Po jego śmierci ostatnim dowódcą od końca lipca 1943 r. był SS-Standartenführer Hans Eckhardt. We wrześniu tego roku – po ciężkich walkach frontowych z nacierającą Armią Czerwoną – oddział został przeniesiony na tyły, a następnie rozformowany pod koniec tego miesiąca. Ocaleli członkowie przeszli do Sonderkommando 7a.
[link widoczny dla zalogowanych]

Sonderkommando_7c zostało przerzucone samolotami przez linię frontu. Komando było wyposażone w mundury podobnych im oprawców z NKWD, wszyscy operowali perfekcyjnie językiem rosyjskim. Weszli do Smoleńska, przejęli archiwum i zabezpieczyli je aż do wejścia Niemców do miasta. Jednostką dowodził Franz Alfred Six (ur. 12 sierpnia 1909 w Mannheim, zm. 9 lipca 1975 w Bozen) – zbrodniarz wojenny, SS-Brigadeführer, oficer służb specjalnych III Rzeszy i RFN.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 12:07, 04 Lis 2013    Temat postu:


Franz Alfred Six, zdjęcie z 1948, wykonane podczas procesu w Norymberdze

Franz Alfred Six
(ur. 12 sierpnia 1909 w Mannheim, zm. 9 lipca 1975 w Bozen) – zbrodniarz wojenny, SS-Brigadeführer, oficer służb specjalnych III Rzeszy i RFN.

Okres przedwojenny

Członek NSDAP od 1930. W 1934 uzyskał tytuł doktora filozofii, a w 1936 habilitował się. Był m.in. autorem pracy pt. Propaganda polityczna NSDAP w walce o władzę oraz Prasa w Polsce. Członek SS i funkcjonariusz SD od 1935 (SS-nr 107480), w tym samym roku ukończył pierwszy kurs szkoły junkrów SS w Bad Tölz. W 1936 został SS-hauptsturmführerem i kierownikiem Centralnego Wydziału Prasa i Biblioteka w Głównym Urzędzie SD. W 1938 został SS-standartenführerem i kierownikiem Urzędu II (Kraj) w Głównym Urzędzie SD; jednocześnie został profesorem uniwersytetu w Królewcu.

Lata wojny

W 1939 był członkiem „Sztabu Heydricha” i ponosi odpowiedzialność za działalność SD podczas agresji na Polskę. W tym samym roku objął katedrę nauk o zagranicy (Auslandswissenschaften) na uniwersytecie w Berlinie i był dziekanem wydziału o tej samej nazwie. Po utworzeniu RSHA stanął na czele Urzędu II, który po reorganizacji RSHA przekształcił się w Urząd VII (Badania i ocena światopoglądu), zajmujący się m.in. propagandą antysemicką i antymasońską.
W 1940 Six został szefem specjalnej grupy operacyjnej SD na Wielką Brytanię (z tytułem pełnomocnika szefa Sipo i SD w Wielkiej Brytanii), której zadaniem było likwidacja wszelkich antynazistowskich organizacji, instytucji i grup opozycyjnych oraz aresztowanie wybitnych przedstawicieli życia politycznego i naukowego, przebywających na Wyspach Brytyjskich, po opanowaniu Wysp przez Niemców.
W 1941 Six był szefem jednego z oddziałów operacyjnych policji bezpieczeństwa i SD, tzw. „Vorkommando Moskau”, którego głównym zadaniem miało być przejęcie archiwów Międzynarodówki Komunistycznej i partii bolszewickiej po spodziewanym opanowaniu Moskwy. Nie mogąc doczekać się tego zadania, grupa Sixa zajęła się selekcją jeńców wojennych, czyli typowaniem oficerów i żołnierzy przeznaczonych do likwidacji; odpowiedzialna jest również za eksterminację około 20 tysięcy Żydów.
W 1943 Six był – w randze posła – kierownikiem dyplomatów w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, którym zlecono prześladowanie Żydów.
W strukturach SS był przez pewien czas przełożonym Adolfa Eichmanna.

Po wojnie

W 1948 amerykański trybunał wojskowy skazał go (na podstawie wyroku IMT jako prejudykatu oraz Ustawy Nr 10 Sojuszniczej Rady Kontroli) na 20 lat więzienia w procesie grup operacyjnych (punkt 9), za współudział w najcięższych zbrodniach przeciwko ludzkości, zbrodniach wojennych i członkostwie w organizacjach zbrodniczych. Jednak już w 1952 Six został zwolniony i zaczął pracować w Organizacji Gehlena i Federalnej Służbie Informacyjnej. Od 1955 był „posłem I klasy przeznaczonym do ponownego wykorzystania”. W latach pięćdziesiątych pracował jako dyrektor fabryki Porsche w Bonn, od 1960 był dyrektorem do spraw reklamy w firmie Porsche-Diesel – budowa motorów, spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, Friedrichshafen. Aresztowany ponownie w czasie procesu Adolfa Eichmanna na skutek publikacji prasowych (m.in. w polskiej prasie).
[link widoczny dla zalogowanych]

Aresztowanie Sixa podczas procesu Eichmanna miało uniemożliwić prasie zadawania pytań na temat zawartości smoleńskiego archiwum. Nie budzi już mego zdumienia kariera po 1945 roku tego arcyzbrodniarza, jak również brak zaangażowania Szymona Wiesenthala i Yad Vashem.
Jest prawie pewne że w archiwach smoleńskich była fotokopia rozkazu Stalina dotycząca zagłady polskich oficerów, oraz dokumenty świadczące o obecności Niemców podczas ich likwidacji.
Najważniejsze jednak były dokumenty dotyczące eksterminacji Polskich Żydów przez komunistycznych zbrodniarzy, posłużą jako wzorzec dla niemieckich planów ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej na okupowanych terytoriach przez Rzeszę.
Stąd udział w badaniu archiwum smoleńskiego Alfreda Rosenberga.


Ostatnio zmieniony przez lutnia dnia Pon 19:52, 04 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 12:50, 04 Lis 2013    Temat postu:


Alfred Rosenberg

Alfred Rosenberg

Alfred Rosenberg (ur. 12 stycznia 1893 w Rewlu (obecnie Tallinn), Estonia, stracony 16 października 1946 w Norymberdze) – zbrodniarz niemiecki, jeden z najbardziej wpływowych nazistów, twórca najważniejszych teorii rasistowskich narodowego socjalizmu oraz Minister Rzeszy do spraw Okupowanych Terytoriów Wschodnich. Był członkiem tajnego Towarzystwa Thule. Jest uważany za twórcę takich założeń ideologicznych NSDAP, jak skrajny antysemityzm, przekonanie o wyższości rasy aryjskiej, teoria Lebensraumu (przestrzeni życiowej dla narodu niemieckiego na obszarach wschodnich) czy dążenie do obalenia traktatu wersalskiego. Pierwszą żoną Rosenberga była rodowita Estonka Hilda Leesmann, a drugą – Niemka Hedwig Kramer.

Biografia

Wczesna kariera


Rosenberg urodził się w Rewlu (obecnie Tallinn) (Estonia) w rodzinie Niemców bałtyckich wyznania kalwińskiego; jego ojciec był kupcem. Studiował architekturę w Rydze (Łotwa) (ukończoną w 1917) i inżynierię w Moskwie. Podczas rewolucji październikowej stanął po stronie kontrrewolucjonistów, a po ich klęsce wyemigrował w 1918 do Niemiec. W styczniu 1919 był jednym z założycieli Niemieckiej Partii Robotników (Adolf Hitler stał się jej członkiem dopiero w październiku 1919), która następnie przekształciła się w NSDAP. W 1921 został redaktorem najważniejszej nazistowskiej gazety Völkischer Beobachter. Po nieudanym puczu monachijskim w 1923 Hitler wyznaczył Rosenberga na tymczasowego przywódcę NSDAP. Tę funkcję sprawował on do momentu zwolnienia Hitlera z więzienia. Hitler nie bez powodu wyznaczył na to stanowisko Rosenberga. Wiedział bowiem, że jest to człowiek o słabym charakterze, pozbawiony ambicji. Dzięki temu uniknął sytuacji, iż tymczasowy lider partii stałby się dla niego groźnym konkurentem. W 1930 Rosenberg został wybrany jako poseł do Reichstagu. W tym samym roku napisał drugą co do znaczenia książkę dla ideologii narodowego socjalizmu (po Mein Kampf): Mit dwudziestego wieku (Der Mythus des 20. Jahrhunderts) oraz założył szowinistyczną organizację - "Kampfbund fur Deutsche Kultur". Był także wydawcą teoretycznego organu NSDAP "Nationalsozialistische Monatshefte". W 1933 został mianowany szefem Wydziału Zagranicznego NSDAP, lecz jego pozycja w partii stopniowo słabła. W 1934 Hitler przejął od Rosenberga kompetencje związane z kształtowaniem duchowej i filozoficznej edukacji w szeregach wszystkich organizacji nazistowskich.

Teorie rasistowskie
Rosenberg był głównym nazistowskim twórcą teorii rasistowskich (przedstawione zostały one zwłaszcza w Micie dwudziestego wieku). Mit... jest studium historiograficznym - interpretacją i prognozą dziejów ludzkości z nazistowskiego punktu widzenia. Rewolucja narodowosocjalistyczna jest postrzegana jako ostateczny cel ludzkości, swoisty "koniec historii". Dla Rosenberga punktem wyjścia w interpretacji historii jest odwieczna walka ludów aryjskich i semickich; jedynie ludy nordyckie są w stanie wytworzyć kulturę. Rosenberg starał się wykazać związki współczesnych Niemców z dawnymi cywilizacjami. Jego wywody mają charakter spekulatywny, mimo iż próbował nadać im charakter dobrze udokumentowanego studium historycznego. Za pierwszych historycznie potwierdzonych przodków ludów nordyckich uważał mieszkańców starożytnych Indii i Persów; antyczną Grecję klasyfikował jako "nordycką Helladę", a Rzym okresu klasycznego określał mianem "nordycko-republikańskiego Lacjum"; uważał, że naród niemiecki jest dziedzicem tych tradycji. Dokonał podziału ludzi w postaci rasistowskiej drabiny, mającej na celu uzasadnienie polityki hitlerowskiej. Opierał się przy tym na pracach Arthura Gobineau, Houstona Stewarta Chamberlaina, Madison Grant oraz na teoriach samego Hitlera. Na najniższym szczeblu tej drabiny Rosenberg umieścił Murzynów, Żydów i inne ludy semickie. Wyżej znaleźli się Słowianie (zaliczani już do Aryjczyków). Jako "rasę panów" Rosenberg określił rasę nordycką, określanej także mianem aryjskiej. Byli to według niego: Niemcy, Skandynawowie (łącznie z Finami i Estończykami), Bałtowie (Litwini i Łotysze) oraz ludy zamieszkujące Wyspy Brytyjskie. Oczywiście Niemcy mieli być na samym szczycie ("rasa nadludzi").
Ludy nordyckie traktował jako jednolitą rasę aryjsko-nordycką, która przez całą historię zmaga się z inną rasą - semicką (żydowską); przejawem takiej walki jest m.in. bolszewizm, który - jak zaznaczył Rosenberg w Micie... - "oznacza bunt elementów mongoidalnych przeciwko nordyckim formom kultury (...), jest nienawiścią nomadów przeciwko zakorzenieniu osobowości, oznacza próbę całkowitego odrzucenia Europy". Wg Rosenberga pojęcie rasy nie da się sprowadzić wyłącznie do cech biologicznych (rasizm); istotną rolę odgrywa element duchowy danych ludów; każda rasa posiada indywidualny "duch rasowy" (Rassenseele); jako rodzaj ducha zbiorowości jest on właściwym nosicielem cech rasowych we wszystkich formach i przejawach życia; w rezultacie rasa jest, jak stwierdza Rosenberg, "zewnętrznym przejawem ducha"; tak silnej determinancie musi podporządkować się charakter jednostki: indywidualizm musi ustąpić przed siłą "ducha rasowego"; odzwierciedleniem tego ducha jest dorobek cywilizacyjny danej rasy - kultura, sztuka, technika, a także system państwowy, prawny i polityczny; dlatego też każda rasa wytworzyła osobną, tylko dla niej właściwą kulturę; wybitne jednostki w obrębie danej rasy nie są genialnymi indywidualnościami - w ich działalności "duch rasowy" uwidacznia się tylko wyraźniej niż u innych przedstawicieli danej społeczności; wybitnymi nosicielami "ducha rasowego" są dla Rosenberga wybitni twórcy i myśliciele niemieccy, m.in. Immanuel Kant i Richard Wagner. Taki punkt widzenia - nacisk na duchowość jako czynnik determinujący rasę - konkurował z "materializmem rasy" (Rassematerialismus), stawiającym na pierwszym miejscu wyznaczniki antropologiczne i biologiczne.
W myśl teorii Rosenberga istotą "ducha rasowego" jest wola, rozumiana jako ukształtowana siła, która może narzucić naturze i całym ludom określoną formę organizacji; wola jest podstawową i wystarczającą siłą sprawczą; jak stwierdza Rosenberg w Micie..., "na wszystkie wątpliwości i pytania nowy człowiek nadchodzącej Trzeciej Rzeszy Niemieckiej ma tylko jedną odpowiedź: Chcę; wola jest celem samym w sobie i najwyższym odniesieniem etyki narodowosocjalistycznej; nie do zaakceptowania jest moralność nadrzędna wobec niej; wg Rosenberga wyrazem woli, a zarazem i "ducha rasowego" jest sztuka poszczególnych ludów i przyjęta estetyka. Na poparcie swoich poglądów Rosenberg powoływał się na szereg niemieckich filozofów, m.in. Artura Schoppenhauera, którego pracę Świat jako wola i przedstawienie (Die Welt als Wille und Vorstellung, 1819) interpretował w taki sposób, by stała się koronnym dowodem słuszności jego wywodów.
Jako jeden z najważniejszych impulsów, które pozwoliły mu sformułować własny punkt widzenia na dzieje świata, Rosenberg wymieniał pracę Niemca angielskiego pochodzenia H.S. Chamberlaina Die Grundlangen des 19. Jahrhunderts (1899); stąd zaczerpnął podstawy teorii na temat kwestii żydowskiej i na niej oparł szereg wcześniejszych antysemickich publikacji.
Rosenberg aktywnie działał na rzecz rozpowszechnienia w Niemczech Protokołów Mędrców Syjonu. W Micie XX Wieku Żydzi są przeciwieństwem ducha rasy aryjskiej; Aryjczycy jako "dzieci boże" przeciwstawieni są Żydom - rasie o "satanicznym" duchu i światopoglądzie; Żyd to "uosobienie diabła", "przeciwnik całej ludzkości". Tak jak wielu nazistów, Rosenberg twierdził, że Chrystus nie był Żydem, ale wcieleniem nordyckiego "ducha rasowego", prawdziwym zaprzeczeniem żydostwa.
Teorie Rosenberga zmieniały się z czasem (hitlerowcy propagandowo dopasowywali często swoją ideologię np. do aktualnej sytuacji politycznej, m.in. Japończycy jako sojusznicy III Rzeszy określeni zostali jako "honorowi Aryjczycy"), jednak zawsze ich podstawą była supremacja rasy białej (ze szczególnym uwzględnieniem Niemców), bardzo silny nacjonalizm niemiecki i skrajny antysemityzm. Oprócz tego na poglądy Rosenberga, w dużej mierze przejęte przez NSDAP, składały się także: teoria Lebensraumu (przestrzeni życiowej dla Niemców obejmującej obszary wschodnie, czyli m.in. Polskę, Czechy i ZSRR), całkowite odrzucenie traktatu wersalskiego, sprzeciw wobec sztuki modernistycznej, którą Rosenberg uznawał za sztukę zdegenerowaną.
Więcej na:
[link widoczny dla zalogowanych]

Swego czasu z Przyjaciółmi zastanawialiśmy się dlaczego Hermann Göring, Alfred Rosenberg i ta cała menażeria w Norymberdze, nie użyła na swoją obronę wiedzy wyniesionej z "smoleńskiego archiwum", wszak to Göringowi chciano przypisać zbrodnię ludobójstwa w Katyniu?
Po prostu wytyczne londyńskiego i nowojorskiego Sanhedrynu były jednoznaczne, całą winą obciążamy III Rzeszę, ani mru, mru o roli bolszewickich i komunistycznych oprawców, bo tropy zaprowadzą do rzeczywistych zleceniodawców.
Po tym co wiemy o metodach przesłuchań w więzieniu Guantanamo, jest jasne jak ich "obrabiano" w Norymberdze.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 19:10, 04 Lis 2013    Temat postu:


Folke Bernadotte
[link widoczny dla zalogowanych]

Folke Bernadotte
(ur. 2 stycznia 1895, zm. 17 września 1948) – szwedzki polityk i dyplomata, hrabia Wisborgu. Podczas I wojny izraelsko-arabskiej w 1948 wystąpił jako mediator ONZ w Palestynie. Został zamordowany w Jerozolimie przez żydowskich zamachowców z organizacji paramilitarnej Lehi.
Folke Bernadotte urodził się w Sztokholmie. Był synem księcia Oscara Bernadotte i Ebby Munck af Fulkila. Jego dziadkiem był król Szwecji Oskar II.

W lutym 1945 Folke Bernadotte rozpoczął negocjacje z Niemcami o uwolnienie skandynawskich więźniów z nazistowskich obozów koncentracyjnych. W ramach akcji z obozów wywieziono ponad 15 tys. więźniów, z czego ok. 7795 pochodziło ze Skandynawii, a ok. 7550 z innych krajów[2].
Od 1946 Bernadotte przewodniczył Szwedzkiemu Czerwonemu Krzyżowi.
...........................................

Folke Bernadotte w izraelskim jeepie podczas misji mediatora w Jerozolimie, tuż przed zamordowaniem przez Irgun.
[link widoczny dla zalogowanych]
.............................................................................
Folke Bernadotte został zamordowany 17 września 1948 przez członków radykalnej żydowskiej organizacji paramilitarnej Lehi. Do zabójstwa doszło w godzinach popołudniowych (kilka minut po 17.00). O okolicznościach zabójstwa można było się dowiedzieć od bezpośredniego świadka zdarzenia, szwedzkiego generała Åge Lundströma – szefa korpusu obserwatorów ONZ. Hrabia Bernadotte odbył podróż do Jerozolimy aby sprawdzić warunki w nowym budynku, do którego w najbliższym czasie mieli się przenieść wysłannicy ONZ-tu, oraz spotkać się z izraelskim komendantem Jerozolimy Bernardem Josephem. Lundström pisał: „w dzielnicy Qatamon zostaliśmy zatrzymani przez samochody terenowe żydowskiej armii, droga została zablokowana, zostaliśmy otoczeni przez ludzi w mundurach izraelskiej armii. Równocześnie zobaczyłem człowieka wybiegającego z dżipa. Nie przejąłem się tym za bardzo, gdyż myślałem że jest to kolejny punkt kontrolny. Jednakże on przełożył pistolet Tommy przez otwarte okno po mojej stronie samochodu i strzelał bezpośrednio w hrabiego Bernadotte i pułkownika Serota. […] Po przeanalizowaniu całego zajścia, jestem przekonany, że było to umyślne i dokładnie zaplanowane morderstwo. Miejsce gdzie samochody zostały zatrzymane zostało szczegółowo wybrane, a ludzie którzy zbliżyli się do samochodów doskonale wiedzieli nie tylko w którym samochodzie był Bernadotte, ale znali dokładną pozycję którą w nim zajmował”[7].
Więcej na:
[link widoczny dla zalogowanych]
Oficjalny powód do ohydnego mordu, to podobno pozytywny i pełen współczucia stosunek hrabiego Folke Bernadotte do gehenny Palestyńczyków. Są podstawy aby przypuszczać że było to jednak spełnienie żądania Stalina, który od tego uzależniał kontynuację dostaw broni dla Agencji Żydowskiej. Arystokrata szwedzki niejednokrotnie wypowiadał się, że widział fotokopię rozkazu Stalina z podpisami Mołotowa, Kaganowicza i reszty kremlowskiej bandy, którą mu pokazał Walter Schellenberg, podczas poufnych rozmów w Rzeszy.
A że wypełnił to żądanie Irgun a nie Hagana?
To przecież w stylu gruzińskiego satrapy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lutnia
Bywalec



Dołączył: 24 Mar 2011
Posty: 2723
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 19:32, 04 Lis 2013    Temat postu:


Folke Bernadotte
[link widoczny dla zalogowanych]

.............................................................
Można zadać sobie pytanie, jakie dokumenty mogą jeszcze być w szwedzkich archiwach? Otóż Szwedzi mieli rozbudowane kontakty z wrogą Hitlerowi Abwehrą. Ponadto arystokraci szwedzcy mieli kontakty rodzinne z wysoko postawinymi w hierarchi III Rzeszy Niemcami, i stąd dostęp do różnych tajnych informacji niemieckich. Na pewno i z tych źródeł sporządzano notatki na użytek wywiadu szwedzkiego. Więcej, Szwedzi pod koniec wojny udzielili (chwilowego) azylu generałowi SS Walterowi Schellenbergowi - szefowi wywiadu i kontrwywiadu SS. Walter Schellenberg, który nota bene był rzeczywistym sprawcą tzw. 'Akcji Bernadotte', był w Szwecji przesłuchiwany przez kontrwywiad (podobno) i na temat Katynia. Jak dotychczas protokoły z przesłuchań Schellenberga nie zostały opublikowane. Sam Schellenberg został po wojnie wydany aliantom, a hrabia Folke Bernadotte w swojej książce 'Slutet' opublikował tylko wybrane fragmenty z zeznań Schellenberga. Tu trzeba dodać, że Goebbels, (jeśli wierzyć jego zapisce w dzienniku z dnia 30 maja 1943), dysponował tajnemi dokumentami z Kremla wykradzionemi przez świetnie uplansowanego agenta podległego Schellenbergowi: '... przekłada mi akta GPU na temat Katynia, jakie wpadły w nasze ręce. (...) 12 tys. Polskich oficerów było zaplanowanym mordem z rozkazu Moskwy. Dokumenty w tej sprawie są wstrząsające'. Prawdopodobnie były to kopie tych samych dokumentów, które po wielu latach Jelcyn przekazał Wałęsie, a których Niemcy nie opublikowali w swoim czasie, by nie zdekonspirować swojego cenneggo agenta na Kremlu. I może dobrze się stało. Gdyby Niemcy opublikowali te dokumenty to świat uznałby je za fałszywe, a Rosjanie zniszczyliby orginały.

Warto by więc dotrzeć do szwedzkich dokumentów w tej i innych sprawach. Może z ich lektury okazać się, że Szwedzi również od samego początku wiedzieli, kto jest winny zbrodni katyńskiej, ale przez długie lata nie chcieli się do tego przyznać ze względów politycznych. A potem głupio im było przyznać się do tego, że nie chcieli się przyznać.
Ludomir Garczyński-Gąssowski
Całość na:
[link widoczny dla zalogowanych]
Agenturę niemiecką w otoczeniu Stalina można spokojnie włożyć między bajki, Schellenberg przedstawił hrabiemu fotokopię dokumentu z archiwum smoleńskiego, problem w tym że alianci już je mieli z inicjatywy Reinharda Heydricha, czym ten ostatni wydał wyrok na siebie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Anna




Dołączył: 10 Sty 2019
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 19:06, 10 Sty 2019    Temat postu: Miszka

Witam,
jestem tu nowa, mało znam internet, ale interesuje mnie ten przyjaciel
Kriwoziercewa, Miszka. czy coś o nim więcej można gdziekolwiek przeczytać, dowiedzieć?
Za odpowiedz będę wdzięczna. Anna
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.gargangruelandia.fora.pl Strona Główna -> Wątki Lutni Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin